​Po kradzieży miedzianych rur wodociągowych wielu mieszkańców francuskiego Grenoble nie ma dzisiaj wody. Policyjna brygada kryminalna nie ma wątpliwości, że to dzieło jednej z dobrze zorganizowanych organizacji mafijnych, coraz bardziej zainteresowanych miedzią z powodu wysokich cen hurtowych tego metalu.

Według funkcjonariuszy, w ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut złodzieje ukradli aż kilkaset metrów rur wodociągowych i kanalizacyjnych. Kradzież była dobrze zaplanowana. Policja nie wyklucza, że przestępcy udawali robotników naprawiających sieć wodociągową. Nie wiadomo jeszcze, ile potrwa zainstalowanie nowych rur.

Kradzieże miedzi stają się we Francji coraz większą plagą. Już w listopadzie ubiegłego roku z powodu kradzieży miedzianych przewodów w kilkunastu francuskich miejscowościach przestały działać telefony stacjonarne i niektóre łącza internetowe. Odcięte od reszty świata zostały częściowo posterunki żandarmerii, przychodnie zdrowia, gabinety lekarskie, szkoły i urzędy, co - jak alarmowali stróże porządku - zagrażało bezpieczeństwu publicznemu.

Trzy miesiące wcześniej policja schwytała grupę obywateli Rumunii, którzy przez ponad pół roku wycinali zwoje miedzianych kabli z metra kursującego na podparyskie lotnisko "Orly". Powodowało to ciągłe awarie i opóźnienia w kursowaniu podziemnych pociągów. Z związku z zakrojonymi na szeroką skalę seryjnymi kradzieżami zwiększono ochronę metra na tej trasie. Kiedy schwytano złodziei, okazało się, że na procederze zarobili blisko 1,5 miliona euro.

Sprawcy, którzy mieszkali na jednym z podparyskich obozowisk cyganów, przyznali się do winy. Wyjaśnili, że przecinali metalowe siatki, by wchodzić w nocy na tory i stacje oraz do zajezdni automatycznego metra. Obok czekała zawsze ciężarówka, na którą były ładowane zwoje miedzianych przewodów. Zatrzymani podkreślili, że miedź stała się wyjątkowo cennym łupem w związku z astronomicznym wzrostem cen hurtowych tego metalu.