Troje dzieci przeżyło na odludziu w zachodniej Australii dwa dni w 30-stopniowym upale po koszmarnym wypadku, w którym zginęli ich rodzice. Maluchy czekały na ratunek uwięzione we wraku samochodu, tuż obok ciał mamy i taty.

Do wypadku doszło w bożonarodzeniowy poranek. 5-osobowa rodzina wyjechała z Northam. Była w drodze do rodzinnego miasta Kondinin, ok. 200 km dalej, by spędzić święta z bliskimi.

Ok. 1:00 w nocy zatrzymali się na stacji benzynowej w Northam, żeby zatankować i kupić dzieciom na drogę coś do picia oraz przekąski. 

(On - red.) wyglądał na przemęczonego. Nie kupił kawy. Kiedy wychodził, życzyłem mu bezpiecznej drogi - powiedział ABC pracownik stacji.

Do wypadku doszło na lokalnej drodze na odludziu. Rodzina miała do przejechania jeszcze tylko 10 km.

Po dachowaniu Land Rover, stoczył się z drogi i był niewidoczny dla innych kierowców.

W wypadku zginęli rodzice. We wraku uwięzione zostały dzieci.

Najstarsza z rodzeństwa, 5-letnia dziewczynka zdołała uwolnić rocznego braciszka z fotelika, odpinając mu pasy. W samochodzie był jeszcze 2-latek.

Cała trójka spędziła 55 godzin w 30-stopniowym upale, czekając na pomoc, siedząc obok ciał zmarłych rodziców.

Zostały uratowane przez przyjaciół rodziny. Kiedy rodzina nie dotarła do Kondinin, bliscy zgłosili ich zaginięcie. Umieścili też na Facebooku apel o pomoc w poszukiwaniach.

Kiedy pomoc w końcu nadeszła, dzieci wciąż były we wraku auta. Zostały przetransportowane do szpitala w Perth, są w stanie stabilnym.

Śledczy wciąż próbują wyjaśnić okoliczności wypadku, w którym życie stracili rodzice trójki maluchów: 28-letni Jake i 25-letnia Cindy.