Szwedzki rząd zdecydował w środę o przedłużeniu kontroli na granicach o trzy miesiące, do 4 lutego 2017 roku. Powodem jest, jak podano w komunikacie, "niepewna sytuacja na świecie".

Oceniliśmy, iż istnieje ryzyko, że w przypadku rezygnacji z kontroli na granicach ponownie napłynie do Szwecji ogromna fala imigrantów - oświadczyła minister ds. infrastruktury Anna Johansson.

Kontrole dokumentów tożsamości przez służby graniczne zostały przywrócone na szwedzkich granicach w listopadzie ubiegłego roku "w trosce o bezpieczeństwo i porządek publiczny". Od początku stycznia taki obowiązek spoczywa także na przewoźnikach kolejowych oraz promowych.

Wprowadzenie tych obostrzeń, a także zaostrzenie przepisów migracyjnych, dających m.in. jedynie tymczasowe prawo pobytu, spowodowało, że miesięcznie o azyl w Szwecji stara się jedynie ok. 2 tys. osób. W 2015 roku, gdy granice były otwarte, do tego kraju napłynęło ponad 160 tys. imigrantów.

Przedłużenie kontroli na granicach to cios dla mieszkańców regionu Oeresund, który tworzy szwedzkie Malmoe oraz stolica Danii, Kopenhaga. Przez most nad cieśniną Sund lub promami dziennie przemieszcza się 16 tys. osób. Ostatnio 565 z nich zażądało od szwedzkiego państwa odszkodowań za straty związane ze stratą czasu. Okazywanie dokumentów jest uciążliwe, wymaga opuszczenia pociągu oraz oczekiwania w kolejkach. Media pisały o przypadkach Szwedów, którzy w związku z wydłużonym czasem dojazdu do pracy w Kopenhadze zmuszeni byli z niej zrezygnować.

Od stycznia tego roku o 15 proc. zmniejszyła się liczba pasażerów w lokalnych pociągach jeżdżących mostem nad cieśniną Sund.

W środę po spotkaniu Rady Nordyckiej w Kopenhadze premierzy Szwecji Stefan Loefven oraz Danii Lars Lokke Rasmussen poinformowali, że prowadzą rozmowy, aby kontrole na granicach w mniejszym stopniu dotykały lokalną ludność.

(az)