„Na ochotnika zgłosiłbym się do więzienia, jeżeli miałoby to służyć dobrym celom” – mówi w rozmowie z amerykańskim magazynem „Wired” Edward Snowden, były współpracownik wywiadu USA ścigany za ujawnienie tajnych informacji dotyczących masowej inwigilacji. „Bardziej niż o siebie, troszczę się o mój kraj” – podkreśla.

Edward Snowden - przez wielu uważany za zdrajcę - pozuje na okładce magazynu z amerykańską flagą w ręku. Przyznaje, że wciąż ma nadzieję na to, iż kiedyś będzie mógł wrócić do ojczyzny. Nie mam skłonności autodestrukcyjnych. Nie chcę dokonać samospalenia i zniknąć z kart historii. Ale mam świadomość, że bez ryzyka nie ma zwycięstwa - zastrzega. Przyznaje, że cały czas stara się choćby o krok wyprzedzać tych, którzy go ścigają - nieustannie zmienia komputery i adresy poczty elektronicznej. Poślizgnie mi się noga i w końcu mnie namierzą - mówi. 

Co ciekawe, Snowden przyznaje, że do końca nie był pewny, czy ujawnione przez niego informacje w ogóle kogoś zainteresują. Myślałem, że społeczeństwo wzruszy ramionami i zapomni o sprawie - wspomina. Pytany o receptę na zwycięstwo w walce z masową inwigilacją Snowden przekonuje, że nie powinniśmy wiązać nadziei z politykami. Mamy wszystkie środki i technologie, które mogą pozwolić na zakończenie masowej inwigilacji bez żadnych zmian w prawie czy politycznych ruchów - tłumaczy. 

Snowden w ubiegłym roku uciekł ze Stanów Zjednoczonych przez Hongkong do Rosji, gdzie - po okresie koczowania na moskiewskim lotnisku - uzyskał czasowy azyl. Przedtem ujawnił tajne informacje o masowej inwigilacji zarówno obywateli USA, jak i obcokrajowców, w tym liderów państw sojuszniczych. Na liście podsłuchiwanych miała być m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ujawnienie tych rewelacji doprowadziło m.in. do kryzysu w stosunkach niemiecko-amerykańskich.

(mn)