Trzysta osiem uderzeń dzwonu włoskiego kościoła w L'Aquili usłyszało w nocy 25 tys. osób, które postanowiły uczcić pamięć ofiar trzęsienia ziemi w tym mieście. Do katastrofalnego wstrząsu o sile 6,3 w skali Richtera doszło rok temu. Zginęło wtedy 308 osób, 1600 zostało rannych, a 65 tysięcy zostało bez dachu nad głową.

Podczas rocznicowych uroczystości na placu zniszczonego miasta ludzie trzymali świece, znicze i lampki. Odczytano nazwiska 308 zabitych.

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom do L'Aquili nie przybył premier Włoch Silvio Berlusconi. Gdy odczytywano jego przesłanie do ludności, w którym mowa była o wielkich osiągnięciach rządu w odbudowie miasta, rozległy się protesty i gwizdy. Mieszkańcy zarzucają rządowi, że nie dotrzymał obietnicy przekazania mieszkań wszystkim bezdomnym. Ich wściekłość wywołuje także to, że w centrum miasta nadal leży gruz ze zburzonych budynków, który zdesperowani ludzie sprzątają gołymi rękoma.

Mimo serii ponad 400 lekkich wstrząsów w ciągu czterech miesięcy poprzedzających kataklizm Obrona Cywilna nie ogłosiła w L'Aquili stanu alarmowego ani nie zarządziła ewakuacji ludności. To fatalne zaniedbanie - twierdzą śledczy.