Deputowany narodowo-konserwatywnej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) Robby Schlund chce otworzyć biuro poselskie w Rosji. Miałoby mu to ułatwić utrzymywanie kontaktu z tamtejszymi instytucjami i organizacjami społecznymi. Bundestag jest przeciwny.

Schlund zwrócił się w kwietniu do administracji Bundestagu, informując ją o swoich zamiarach i prosząc o przedstawienie ewentualnych przeszkód prawnych dla realizacji tego celu - podał w najnowszym numerze tygodnik "Der Spiegel". Uzasadniając potrzebę otwarcia biura w Rosji poseł antyimigranckiej i antyislamskiej partii napisał, że zależy mu na dobrych relacjach między Niemcami a Rosją. Napomknął też o swoim udziale w pracach niemiecko-rosyjskiej grupy parlamentarnej.

Schlund chciałby utrzymywać bezpośredni kontakt z oficjalnymi rosyjskimi instytucjami oraz organizacjami społecznymi, a także z osobami prywatnymi.

Według "Spiegla" Bundestag odniósł się do pomysłu deputowanego wyjątkowo krytycznie. Schlund został poinformowany, że biura poselskie członków parlamentu mogą działać wyłącznie na terytorium obowiązywania niemieckiej konstytucji. Ponadto, projekt otwarcia biura za granicą jest ingerencją w kompetencje rządu federalnego, który ma wyłączne prawo do utrzymywania oficjalnych kontaktów z instytucjami innych państw.

Poseł AfD może co prawda otworzyć biuro w Rosji, ale będzie to wówczas jego prywatne inicjatywa - nie będzie mógł tam używać państwowego godła, ani powoływać się w kontaktach na mandat deputowanego.

52-letni polityk był oficerem Narodowej Armii Ludowej NRD. Obecnie zaś jest ortopedą. Jego żoną jest Rosjanka, a sam Schlund należał do grupy posłów tego ugrupowania, która na zaproszenie Moskwy uczestniczyła w charakterze obserwatorów w wyborach prezydenckich w Rosji w 2018 roku.

AfD nie kryje swoich prorosyjskich sympatii, domagając się w Bundestagu rezygnacji z sankcji wobec Kremla i wizytując wbrew stanowisku UE i Ukrainy okupowany Krym.

Prorosyjskość jest raczej regułą niż wyjątkiem wśród niemieckich partii. Znajdująca się na przeciwnym wobec AfD biegunie niemieckiej sceny politycznej partia Lewica również opowiada za zniesieniem sankcji wobec Rosji, a jej posłowie też podróżują po Krymie. CDU/CSU, SPD i FDP mają do Moskwy niejednoznaczny stosunek.

Liberałowie co prawda potępiają politykę rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, ale postulują natychmiastowe złagodzenie sankcji przy pierwszych objawach dobrej woli po stronie Kremla. Oprócz tego pojawiają się wśród nich głosy, by aneksję Krymu uznać jako "trwałe prowizorium", żeby móc spokojnie prowadzić rozmowy w innych sferach.

W SPD wciąż jest żywy sentyment dla Ost-Politik Willego Brandta i Egona Bahra oraz wiara, że Rosję da się zreformować poprzez zbliżenie z nią.

Kanclerz Angela Merkel konsekwentnie opowiada się za utrzymaniem sankcji wobec Rosji, dopóki Moskwa nie będzie wypełniać porozumień z Mińska. Nie przeszkadza jej to być zwolenniczką budowy gazociągu Nord Stream 2. Tymczasem koła gospodarcze w obu chadeckich partiach (CDU i CSU) naciskają na "rozwiązania kompromisowe".

Jedyną partią reprezentowaną w Bundestagu, o której można powiedzieć, że ma jednoznaczny i pryncypialny stosunek do Rosji (poza jednostkowymi przypadkami) są Zieloni. Nie mają oni złudzeń co do tego kraju i konsekwentnie przestrzegają przed ustępstwami, które nie byłyby poprzedzone realnymi działaniami Kremla. Orientację w sytuacji w Rosji ułatwiają Zielonym szerokie kontakty, jakie partia przez lata budowała z byłymi dysydentami z dawnego ZSRR, a także opozycyjnymi wobec obecnej władzy grupami.