Polski kapitan i cała załoga porwanego statku "Beluga Nomination" na razie zostaną w rękach somalijskich piratów. Pozostaje pytanie, dlaczego przez ponad dwa dni nie przyszła pomoc ze strony unijnych okrętów mających zapewnić bezpieczeństwo na Oceanie Indyjskim. Zarzuty stawia niemiecki właściciel statku.

Zarzuty są bardzo poważne. Załoga po ataku piratów schowała się w specjalnym schronie na statku wcześniej wysyłając sygnał alarmowy. Unijna misja sygnał odebrała, ale nie zareagowała. Dwie i pół doby później przyleciał za to samolot z pobliskich Seszeli, który potwierdził obecność piratów.

Rzecznik polskiego MSZ wczoraj oświadczył, że ministerstwo jest w kontakcie z unijna misją. Dzisiaj niewiele się zmieniło. MSZ podkreśla, że wciąż jest w kontakcie z misją Atalanta i że bardzo zależy nam na tym, żeby misja działała sprawnie. Pytany jednak o to, czy Polska w jakikolwiek sposób zwraca się do misji czy Unii Europejskiej w sprawie tego, żeby unijna misja antypiracka rzeczywiście działała, rzecznik MSZ zamienia się w katarynkę: Z całą pewnością zależy nam na tym, żeby ona bardzo sprawnie działała. Powiedziałem panu wszystko w tej sprawie, co chciałem powiedzieć. Ma pan jeszcze jakieś pytania? - mówił rzecznik MSZ-u.

Najwyraźniej mówienie o tym, że MSZ jest z kimś w kontakcie znaczy dokładnie tyle co to, że MSZ-owi na czymś bardzo zależy. Czyli - kompletnie nic.

Tomasz Skory

Adam Górczewski