Lotów nie trzeba było odwoływać - tak decyzje o zamknięciu kilku lotnisk ocenia niemiecki fizyk Cornelius Schiller z Centrum Naukowego w Jülich. Twierdzi, że stężenie pyłu wulkanicznego z dymiącego na Islandii krateru Grímsvötn było dużo niższe niż przyjęta granica bezpieczeństwa.

Nad północnymi Niemcami musiałoby być dziesięć razy więcej pyłu, by osiągnąć dwa miligramy na metr sześcienny, a dopiero przy tej wartości loty dla bezpieczeństwa powinny zostać zawieszone.

Lotniska w Hamburgu, Bremie i Berlinie na kilka godzin jednak wstrzymały lądowania i odloty. Prawdopodobnie nastąpił błąd w modelu obliczeniowym, na którym opierają się służby meteo.

Z powodu pyłu wulkanicznego w całej Europie odwołano 900 lotów.