W swym sobotnim wystąpieniu telewizyjnym - ostatnim przed wyborami do Konstytuanty - prezydent Wenezueli Nicolas Maduro dał jasno do zrozumienia, że wybory zostały wymyślone tylko po to, by pozbawić liderów opozycji immunitetu i wsadzić ich do więzienia.

W swym sobotnim wystąpieniu telewizyjnym - ostatnim przed wyborami do Konstytuanty - prezydent Wenezueli Nicolas Maduro dał jasno do zrozumienia, że wybory zostały wymyślone tylko po to, by pozbawić liderów opozycji immunitetu i wsadzić ich do więzienia.
Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro /MIRAFLORES PALACE /PAP/EPA

Na małego Hitlera, czeka już jego cela - krzyczał Maduro w sobotę wieczorem w telewizji. Jego słowa odnosiły się do Freddy'ego Guevary, nieprzejednanego lidera opozycji który stoi na czele Koalicji na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) i jest zarazem wiceprzewodniczącym obecnego parlamentu - pisze w komentarzu agencja Associated Press.

Maduro często używa tego rodzaju inwektyw wobec Guevary, który był jednym z inicjatorów trwających od tygodni akcji protestacyjnych.

Sam Freddy Guevara oświadczył wcześniej w sobotę, że wenezuelska opozycja jest gotowa do zrewidowania taktyki w walce o odsunięcie od władzy prezydenta Maduro i do uwzględnienia nowych warunków, jakie powstaną po wyborach do zgromadzenia ustawodawczego.

Począwszy od poniedziałku będziemy podejmować nowe działania, a nasza taktyka i strategia będą ściśle dostosowane do okoliczności, w jakich się znajdziemy - zaznaczył w sobotę na konferencji prasowej Guevara.

Lider MUD wezwał uczestników antyprezydenckich protestów, aby również w niedzielę obsadzili barykady w Caracas. To są trudne, naznaczone konfliktem czasy, których nadejścia nie chcieliśmy - podkreślił. Dodał, że to, co się dzieje, "przyśpieszy nieuchronny upadek obecnego rządu".

W całym kraju trwają przygotowania do niedzielnych wyborów do Konstytuanty. Towarzyszą im akcje protestu zorganizowane przez opozycję, która chciała wymusić na socjalistycznych władzach Wenezueli odstąpienie od idei zwołania Konstytuanty i zmiany ustawy zasadniczej.

Jednak, niezależnie od trwających od tygodni protestów, które kosztowały już życie 113 ludzi, mimo ostrzeżeń rządów wielu państw regionu, USA i Unii Europejskiej, wybory - jak zapewnia prezydent Maduro - odbędą się zgodnie z planem.

Po raz pierwszy nie wezmą w nich udziału zagraniczni obserwatorzy.

Dowództwo wenezuelskich sił zbrojnych wyznaczyło do ochrony lokali wyborczych 200 tys. żołnierzy. Prezydent Nicolas Maduro przypomniał w czwartek, nie precyzując, jakie działania ma na myśli, że za próby "sabotowania" i "bojkotowania" wyborów grożą kary od pięciu do dziesięciu lat więzienia.

Agencje wskazują, że wśród 5500 kandydatów do 545-osobowego Zgromadzenia Ustawodawczego - Konstytuanty nie ma ani jednego przedstawiciela opocyji, ale wszyscy są zwolennikami Maduro i Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli (PSUV).

W atmosferze narastającego w kraju napięcia przywódcy demokratycznej opozycji ogłosili, że staną na czele pokojowych demonstracji przeciwko dyktaturze Nicolasa Maduro. Mają się one odbyć w niedzielę wyborczą na głównych ulicach Caracas i innych miast. W niektórych apelach do wyborców opozycja wzywa także do wznoszenia barykad na ważnych arteriach komunikacyjnych

Opozycja planuje również zorganizowanie wielkiego marszu w stolicy kraju.

Zadaniem Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego złożonego z 545 członków, którzy mają być wybrani w niedzielnym glosowaniu, będzie zredagowanie nowej Konstytucji całkowicie zgodnej z wolą prezydenta Maduro.

Członkowie Konstytuanty, której kadencja nie została określona ustawą, będą mieli praktycznie nieograniczony czas na dokonanie zmian w prawodawstwie wenezuelskim, w tym dotyczących wyborów nowego parlamentu (obecny, w którym ogromną większość ma opozycja, został praktycznie pozbawiony przez rząd swych prerogatyw i sterroryzowany przez bojówkarzy).

Maduro, ambitny, ale nieudolny polityk objął w 2013 roku prezydenturę po śmierci Hugo Chaveza, twórcy socjalnej "rewolucji boliwariańskiej" dokonanej w imieniu milionów "wykluczonych" w tym kraju, bogatym największymi zasobami ropy naftowej. Jego kadencja kończy się w 2019 roku. Obawia się - jak podkreślają przywódcy opozycji - że nie dotrwa do jej końca, ponieważ wskutek głębokiego kryzysu gospodarczego, w jaki popadł kraj w ciągu ostatnich dwóch lat, traci poparcie we własnych szeregach.

Z niedzielnymi wyborami do Konstytuanty wiąże m.in. nadzieje na przedłużenie swego mandatu, który wygasa 10 stycznia 2019 roku.

(az)