Załoga dagestańskiego Tu-154, który rozbił się wczoraj podczas awaryjnego lądowania na lotnisku Domodiedowo w Moskwie zdecydowała się na lot mimo usterek w maszynie. Takie informacje przekazał agencji RIA Nowosti źródło zbliżone do śledztwa.

Według tej osoby załoga najprawdopodobniej zapomniała włączyć pompy paliwa podczas startu. Z tego powodu do systemu dostało się powietrze. Oficjalnie śledczy nie wypowiadają się na temat przyczyn katastrofy. Podkreślają jedynie, że wszystkie warianty są brane pod uwagę.

W katastrofie zginęły dwie osoby, w tym Gadżimurad Magomiedow brat prezydenta Dagestanu Magomiedsałama Magomiedowa. Rannych zostało ponad 80 osób. W szpitalach nadal pozostają 54 osoby. Stan 5 z nich jest bardzo poważny.

Na pokładzie Tu-154M, który należał do Dagestańskich Linii Lotniczych, było 163 pasażerów i 9 członków załogi. Samolot leciał z Moskwy do Machaczkały, stolicy Dagestanu, republiki na rosyjskim Północnym Kaukazie. Wśród pasażerów nie było cudzoziemców.

Tupolew wystartował z lotniska Wnukowo o 14.07 czasu moskiewskiego (12.07 czasu polskiego). Po 29 minutach lotu, gdy maszyna była na wysokości 9100 metrów, zawiódł jeden z silników. Po chwili uległ awarii drugi, a także generatory prądu i urządzenia nawigacyjne. W momencie, gdy Tu-154M był kilkaset metrów nad ziemią, przerwał pracę trzeci silnik.

W chwili awarii pierwszego silnika samolot znajdował się w odległości 80 km od lotniska Domodiedowo. Piloci z powodu złych warunków pogodowych - niski pułap chmur - nie dostrzegli w porę progu pasa startów i lądowań; samolot zdołali posadzić dopiero w połowie pasa. W efekcie tupolew wypadł z niego i wbił się w wał ziemny na krańcu lotniska. Samolot rozpadł się na trzy duże części.

Zdaniem ekspertów, to cud, że nie doszło do pożaru. Tu-154M nie mógł bowiem zrzucić paliwa i lądował z pełnymi bakami.

Rozbity Tu-154M miał 18 lat. Wcześniej był eksploatowany w Kazachstanie i Bułgarii. W 2009 roku przeszedł remont kapitalny.