Kilka partii politycznych twierdzi, że w pierwszym dniu wyborów parlamentarnych w Egipcie dochodzi do przypadków kupowania głosów. Są to pierwsze wybory od obalenia w lutym prezydenta Hosniego Mubaraka.

W Egipcie rozpoczął się kilkumiesięczny maraton wyborczy. Głosy na członków izby niższej parlamentu oddają dziś i jutro mieszkańcy Kairu i drugiego co do wielkości miasta, czyli Aleksandrii.

Przedstawiciel "Wolnych Egipcjan", najważniejszego ugrupowania wchodzącego w skład liberalnego Bloku Egipskiego, Walid Daudi oświadczył, że jego partia odnotowała "wiele nieprawidłowości". Otrzymaliśmy skargi dotyczące kupowania głosów. W niektórych lokalach są ludzie, którzy rozdają głosującym jedzenie i picie, w innych po prostu im płacą - powiedział Daudi. Według "Wolnych Egipcjan" niektóre karty do głosowania zostały sfałszowane lub nie zostały opatrzone pieczęcią komisji wyborczej.

Uważana za faworyta wyborów Partia Wolności i Sprawiedliwości, czyli ugrupowanie utworzone wiosną przez Bractwo Muzułmańskie, poinformowało na Facebooku, że w Aleksandrii zarejestrowano co najmniej jeden przypadek kupowania głosów. Bractwo Muzułmańskie to największa i najlepiej zorganizowana organizacja islamistyczna w kraju.

Także rządząca Egiptem Najwyższa Rada Wojskowa poinformowała, że w pierwszych godzinach głosowania doszło do nieprawidłowości, m.in. łamania ciszy wyborczej.

Agencja EFE donosi, że zwolennicy i członkowie Partii Wolności i Sprawiedliwości, "Wolnych Egipcjan" i liberalnej partii "Nowy Wafd" rozdają ulotki przed szkołami, co jest niezgodne z prawem wyborczym. Niektóre lokale otwarto z opóźnieniem z powodów technicznych, w związku z czym tworzyły się przed nimi długie kolejki.

Podczas 30-letnich autorytarnych rządów Mubaraka fałszowanie głosów w wyborach nie było rzadkością. Mimo to Najwyższa Rada Wojskowa nie zgodziła się na wpuszczenie do kraju międzynarodowych obserwatorów, którzy monitorowaliby obecne, historyczne wybory.