Prawie trzy miesiące protestów przeciwko reformom systemu sądownictwa, a Benjamin Netanjahu nadal nie zamierza ugiąć się pod presją. Sytuacja w Izraelu zaczyna jednak wymykać się władzom spod kontroli. Do demonstracji dołączają piloci wojskowi, którzy odmówili wzięcia udziału w szkoleniach. Sam premier Izraela skomentował tę decyzję przebywając z wizytą w Londynie.

"Times of Israel" poinformował w piątek o buncie blisko 200 pilotów izraelskich sił powietrznych, którzy ogłosili, że nie stawią się na szkolenia. W ten sposób wojskowi chcą zamanifestować swój sprzeciw dla reform sądownictwa forsowanych przez rząd Benjamina Netanjahu. Piloci deklarują również, że jeśli zajdzie taka konieczność ich protest zostanie wydłużony.

Także 100 wojskowych lekarzy podpisało się pod listem, w którym zapowiedzieli, że nie zamierzają brać udziału w najbliższych ćwiczeniach armii. Za niesubordynację grozi im kara grzywny.

Taką sytuację przewidywał w czwartek minister obrony kraju Joaw Galant, który wezwał rząd do wycofania się z reform budzących społecznych sprzeciw. Netanjahu i Galant spotkali się jeszcze tego samego dnia, a minister poinformował premiera o "konsekwencjach reformy dla bezpieczeństwa narodowego". 

Szef izraelskiego rządu wystąpił po spotkaniu w telewizji i zadeklarował, że nie wycofa się z planów reform. Nowe przepisy - ogłosił Netanjahu - mają wejść w życie w przyszłym tygodniu i dadzą politykom realną kontrolę nad systemem powoływania sędziów. Reforma sądownictwa ma w ostatecznej formie pozwolić również parlamentarnej większości na wetowanie wyroków Sądu Najwyższego.

Premier Izraela przebywa z wizytą w Londynie. Na briefingu po spotkaniu z szefem brytyjskiego rządu Rishi Sunakiem, Benjamin Netanjahu odniósł się do kryzysu w swoim kraju stwierdzając, że odmowa służby w Izraelskich Siłach Powietrznych stanowi "śmiertelne zagrożenie" dla bezpieczeństwa narodowego.