​W bułgarskim internecie - jak zwykle szybko reagującym na gorące wydarzenia - pojawiła się instrukcja pod tytułem "Die hard, czyli jak przeżyć w dzisiejszej Sofii". Powodem publikacji był dramatyczny incydent w niedzielę, kiedy 16-latek zmarł na centralnej ulicy miasta po porażeniu prądem.

Chłopak zginął na oczach swego ojca. Stał przed przejściem dla pieszych, czekając na zielone światło, i nastąpił na pokrywę studzienki, w której, jak się okazało, był niezabezpieczony kabel wysokiego napięcia. Trzy dni po tragedii winnych nie ma.

Z kolei w samym centrum Sofii sopel spadł na głowę kobiety i o mało jej nie zabił. 

Lód spadł z budynku centralnej poczty, którego administracja ma obowiązek czyścić dach. Znów nie wskazano winnych.

Szybka reakcja internautów

Bułgarscy internauci zareagowali, tworząc instrukcję przypominającą dawne plansze BHP w zakładach produkcyjnych. 

Poradnik zatytułowany "Die hard, czyli jak przeżyć w dzisiejszej Sofii" uczy, że przede wszystkim należy chodzić w gumiakach, żeby zabezpieczyć się przed prądem. 

Trzeba również mieć przy sobie miernik, by sprawdzać napięcie na słupach świateł ulicznych, bardzo często niezabezpieczonych. Niezbędny jest kask, który ochroni przed spadającymi soplami. 

Warto mieć też maskę gazową, ponieważ powietrze w Sofii jest wśród najbardziej zanieczyszczonych na świecie.

Przerzucanie odpowiedzialności

Ironia mieszkańców na razie jednak nie pomaga. 

Mer Sofii Jordanka Fandykowa wyraziła oburzenie działalnością administracji, którą kieruje od 11 lat, i zrzuciła winę na władze dzielnicy, w której zdarzyła się tragedia.

Rano przed budynkiem władz miasta odbył się protest z żądaniem dymisji mer. Fandykowa odrzuca jakiekolwiek zarzuty o własnej odpowiedzialności. 

Parlament, w którym opozycja zażądała wysłuchania premiera Bojko Borisowa i mer Jordanki Fandykowej w tej sprawie, odrzucił wniosek.