Niewiele informacji dociera do nas zza grubych murów warszawskiej cytadeli, gdzie trwa ściśle tajna konferencja państw deklarujących chęć pomocy w - tworzonej przez Polskę - dywizji w Iraku. Wiadomo jednak, że w jej skład wejdą prawdopodobnie Duńczycy, Holendrzy, Norwegowie, Ukraińcy, Bułgarzy oraz siły z wyspy Fidżi.

Na pierwszy rzut oka ta egzotyczna mieszanka wydaje się wręcz wybuchowa. Rzeczywiście, sprawne i efektywne dowodzenie oddziałami z państw, z którymi nie mieliśmy wcześniej do czynienia, będzie – według gen. Stanisława Kozieja – jednym z największych problemów polskiego dowództwa. Im więcej państw spoza NATO, tym trudniejsze zadanie zgrać taką bardzo różnorodną strukrturę.

Twórcy polskiego sektora nie mają jednak zbyt dużego wyboru. Kraje europejskie nie kwapią się raczej z odpowiedzią na nasz apel. Rumuni, a wcześniej także Czesi, woleli zgłosić się do sektora brytyjskiego.

Według byłego ministra obrony Bronisława Komorowskiego ten nietypowy skład naszej dywizji może się jednak stać jej atutem: Jeśli chodzi o żołnierzy z Fidżi, to oni są bardzo doświadczeni i prawdopodobnie lepiej wyposażeni, niż nasze wojska. To są też muzułmanie, więc to może być przydatna bardzo okoliczność.

Nasi dowódcy mają teraz ok. dwóch miesięcy, żeby przygotować się do całej operacji. To niezbyt dużo, jeśli weźmie się pod uwagę, że Polska nie ma ani kadry przygotowanej do kierowania międzynarodowymi oddziałami, ani – tym bardziej – doświadczenia w tak trudnych zadaniach.

FOTO: Archiwum RMF

17:30