Sąd rodzinny zajmie się sprawą rodziców 4-letniego chłopca, którzy razem z synem uczestniczyli w zamieszkach na marszu narodowców we Wrocławiu. Oboje usłyszeli już zarzuty.

Po marszu narodowców we Wrocławiu przedstawiono zarzuty 14 osobom. Kolejne dwie zostały wytypowane na podstawie nagrań z tego wydarzenia. To rodzice 4-letniego chłopca, którzy brali czynny udział w zgromadzeniu, pomimo jego rozwiązania.

Mężczyzna dodatkowo trzymał na rękach małe dziecko, wiedząc jak niebezpieczna jest to sytuacja. Mimo ostrzeżeń dawanych przez interweniujących policjantów, wchodził on w kordon Policji, nie zwracając uwagi na los syna - poinformował rzecznik wrocławskiej policji asp. szt. Łukasz Dutkowiak. 

Rodzice dziecka usłyszeli zarzuty "czynnego udziału w zbiegowisku pomimo wiedzy, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osoby i mienie". Mężczyzna odpowie też za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

W stronę policjantów poleciały race i kamienie

Marsz narodowców we Wrocławiu został rozwiązany przez miejskich obserwatorów po tym, jak wznoszone były m.in. hasła antysemickie oraz odpalone zostały race świetlne, które następnie rzucano w stronę policjantów oraz innych osób.

Po rozwiązaniu marszu między tłumem a policjantami doszło do regularnej bitwy. W stronę policjantów poleciały race, kamienie oraz butelki. Funkcjonariusze odpowiedzieli armatkami wodnymi i gazem. W starciach rannych zostało pięć osób, w tym trzech policjantów.