W kolejnym dniu wyścigu do amerykańskiej prezydentury zarówno Demokraci, jak i Republikanie przeżywali zupełnie niezwykłą huśtawkę nastrojów. Wszystko zaczęło się jeszcze w nocy od orzeczenia Sądu Najwyższego Florydy...

Orzeczenie mówi, że ręczne przeliczanie głosów może trwać jeszcze do niedzieli. Ekipa Ala Gore’a miała więc powody do radości. Nad ranem z kolei cios dla Republikanów – kandydat na wiceprezydenta Dick Cheney trafił do szpitala skarżąc się na bóle w klatce piersiowej. Doznał lekkiego ataku serca, teraz na szczęście czuje się już lepiej. Potem nagle zachwiała się pozycja Demokratów – komisja wyborcza Miami Dade County postanowiła przerwać ręczne liczenie głosów twierdząc, że nie ma szans zdążyć do niedzieli. Al Gore miał nadzieję, że policzenie ponad 10 tysięcy wątpliwych głosów w tym hrabstwie da mu szansę wyprzedzenia Busha. Demokraci od razu zaskarżyli tą decyzję, ale wieczorem sąd nie przyznał im racji. Tymczasem George W.Bush przed kamerami powtarza, że sąd przekroczył swe uprawnienia. Po południu jego prawnicy złożyli odwołania do Federalnego Sądu Najwyższego. Pojawiło się jeszcze jedno ważne orzeczenie sądu – sędzia w Palm Beach orzekł zgodnie z nadziejami Gore’a, że karty nie przedziurkowane, ale wyraźnie wygniecione przy nazwisku kandydata trzeba uznać za ważne.

07:10