Tego lata możemy mieć w Polsce "blackout", czyli problemy z wystarczającymi dostawami prądu - ponownie alarmuje Urząd Regulacji Energetyki. Istnieje duże ryzyko, że wielki przemysł będzie zmuszony do chwilowego wykręcenia korków. Tak czytamy w najnowszym biuletynie URE.

Możemy mieć problem, dlatego że za słabo idą u nas inwestycje w nowe elektrownie - za co odpowiedzialność spada na Ministerstwo Energii. Jak wylicza Urząd Regulacji Energetyki, na najbliższe lato mamy zaplanowaną tylko 9-procentową rezerwę prądu. To może nie wystarczyć.

Wyobraźmy sobie, że w lipcu będziemy mieć 40-stopniowe upadły. Wszyscy włączą klimatyzatory i wiatraki. Będzie także - jak zwykle - brakowało wody do chłodzenia elektrowni.

W takiej sytuacji możemy znacznie przekroczyć 9-procentową rezerwę i może zabraknąć prądu.

Ministerstwo Energii twierdzi, że żadnego blackoutu nie będzie. Resort uważa, że rezerwa powinna sięgnąć nawet 20 procent. Warto dodać, że to już drugi raz URE wystosowało takie ostrzeżenie. Pierwszy raz zrobiło to w styczniu. Teraz je ponowiło.

Po pierwszym ostrzeżeniu Ministerstwo Energii przygotowało następujące oświadczenie:

"Nie ma zagrożenia wystąpienia problemów z bilansem mocy w Polsce. (...) Minister Energii oraz Pełnomocnik Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej informują, że dostępna nadwyżka mocy w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym w roku 2019 i 2020  wyniesie średnio 4900 MW, czyli ok. 20% krajowego zapotrzebowania. W związku z tym ryzyko niezbilansowania krajowego systemu elektroenergetycznego w latach 2019 i 2020 jest istotnie niższe niż prognozowane przez URE (...)".

Opracowanie: