Jarosław Ziętara został uprowadzony, a potem przypadkowo zamordowany - to najpoważniejsza z wersji, badanych w śledztwie w sprawie zaginięcia dziennikarza. Pracujący w "Gazecie Poznańskiej" Ziętara zaginął w drodze do pracy 1 września 1992 roku.

Siedem lat po zaginięciu Ziętary śledztwo prowadzone w Poznaniu umorzono, bo nie udało się odnaleźć ciała. W tym roku śledztwo zostało wznowione przez prokuratorów z Krakowa. Śledczy skończyli już analizę akt z Agencji Wywiadu. Wynika z nich, że Ziętara był w kręgu interesowań Urzędu Ochrony Państwa w roku 1992. Wtedy podjęto próbę oficjalnego zatrudnienia go w zarządzie wywiadu UOP.

Prokuratorzy zwrócili się też do Instytutu Pamięci Narodowej z pytaniem, czy w śledztwach w sprawie porwań dokonywanych przez agentów SB, badane były metody ich działania.

Znane też są wyniki części badań odcisków palców, znalezionych w mieszkaniu Jarosława Ziętary. O tym wątku nikt jednak nie chce mówić.

Ziętara miał doskonałe kontakty, a co za tym idzie informacje o tworzących się na początku lat 90. fortunach i ich właścicielach. To dlatego służby specjalne chciały, żeby dla nich pracował. Prokuratorzy podejrzewają, że dziennikarz zginął bo wpadł na trop afery gospodarczej. Mogło chodzić o wielomilionowe łapówki dla urzędników.