Pamięć ludzka zabliźnia się wolniej niż ziemia - pisze brytyjski dziennik „The Guardian”, podsumowując obchody 60. rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Francuzi piszą z kolei o nowej epoce, w której są nowi przyjaciele.

Wczoraj plaże Normandii zachwycały swoim urokiem, nie było tam ciał zabitych, wraków czołgów i lejów po wybuchach, ale wśród weteranów okropieństwa II wojny światowej są ciągle żywe. W dodatku na te bolesne wspomnienia nałożyła się współczesna polityka.

Komentatorzy szukali śladów animozji w kontaktach prezydentów Francji i Stanów Zjednoczonych. Kanclerz Gerchard Schröder - pierwszy niemiecki przywódca, który przyjechał na takie uroczystości - siedział koło premiera Tony'ego Blaira i potakiwał, gdy Jacques Chirac mówił o specjalnych więziach Niemiec i Francji.

W dodatku doszły do głosu kompleksy Francuzów - zauważa „Guardian”. Przez całe dziesięciolecia nie wiedzieli, jak potraktować lądowanie w Normandii. Dało ono Francji wolność, ale dzięki interwencji sprzymierzonych sił. Dlatego wczoraj pokaz francuskich możliwości militarnych zakrawał na przesadę.

A wizji wspólnej Europy dopełniła polska orkiestra wojskowa, która w ramach rozgrzewki zagrała przeróbki przebojów Abby, w tym "Tańczącą Królową". Powiało absurdem niczym w komedii Mela Brooksa...

Nowa epoka, nowi przyjaciele. Tak większość francuskich mediów komentuje obchody rocznicy. W czasie hucznych uroczystości prezydent Jacques Chirac najbardziej wylewnie witał - o ironio historii - niemieckiego kanclerza - Gerharda Schrödera. Komentarze francuskiej prasy zebrał Marek Gładysz: