„Szkoda, że Izrael nie zabił Jasera Arafata 20 lat temu” - te słowa premiera Ariela Szarona wywołały falę międzynarodowej krytyki. Dziennik "Maariw" publikuje dziś pełną rozmowę z szefem izraelskiego rządu. Szaron wspomina o inwazji na Liban w 1982 roku, podczas której przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat znalazł się w izraelskim oblężeniu.

"W Libanie zgodziliśmy się, że Arafat nie zostanie wyeliminowany. Jeśli mam być szczery, żałuję, że go nie wyeliminowaliśmy" - podkreśla Szaron. Jednocześnie oskarża Arafata o tolerowanie palestyńskich grup zbrojnych, które od wybuchu rewolty 16 miesięcy temu dokonują kolejnych zamachów terrorystycznych. Słowa Szarona wywolały falę krytyki. W ostrych słowach wypowiedziała się Unia Europejska, która właśnie pracuje nad kolejną pokojową inicjatywą na Bliskim Wschodzie. Bardziej powściągliwe były Stany Zjednoczone, choć i Waszyngton musiał przyznać, że tego typu uwagi na pewno nie pomogą w rozwiązaniu izraelsko-palestyńskiego konfliktu. Tego samego zdania jest doradca palestyńskiego przywódcy Nabil Abu Rdaineh: "Wypowiedź Szarona na pewno nie pomoże procesowi pokojowemu. Komplikuje też wszystkie wysiłki mające na celu zakończenie obecnego kryzysu" – twierdzi Abu Rdaineh. Palestyński negocjator Saeb Erekat stwierdził, że takie słowa bardziej przystoją gangsterowi, niż komuś kto sprawuje funkcję premiera. Jego zdaniem Szaron pokazał wreszcie swe prawdziwe oblicze i dał do zrozumienia, że nie zawaha się przed zabiciem Arafata.

11:00