Obniżanie emerytur funkcjonariuszom totalitarnego państwa powinno być oceniane na podstawie indywidualnych czynów, a nie tylko z powodu pełnienia w tym państwie służby – takie orzeczenie wydał 7-osobowy skład sędziów Izby Pracy Sądu Najwyższego. Sędziowie rozpatrywali pytanie Sądu Apelacyjnego w Białymstoku: badał on odwołanie 96-letniego dziś funkcjonariusza, który stracił część renty w wyniku ustawy dezubekizacyjnej z 2016 roku. Decyzja SN otwiera drogę do dochodzenia roszczeń także dla innych poszkodowanych funkcjonariuszy.

"SN uważa, że trzeba wreszcie rozstrzygnąć te wątpliwości, bo sprawa tej ustawy i jej stosowania toczy się już kilka ładnych lat i brak jest jakichś jednoznacznych wytycznych, w jakim kierunku rozumieć te przepisy i jak je stosować" - znaznaczył w uzasadnieniu uchwały siedmiu sędziów SN prezes Izby Pracy Józef Iwulski.

Rozpatrzona przez SN sprawa zainicjowana została pytaniem prawnym, które w końcu listopada 2019 zadał Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Zapytał on, czy do obniżenia emerytury byłego funkcjonariusza służb PRL wystarczające jest kryterium "pełnienia służby na rzecz państwa totalitarnego", czy też powinno się dokonywać oceny indywidualnych czynów poszczególnych funkcjonariuszy. Białostocki sąd pytał również, czy jeśli uzna się, że formalny fakt pełnienia służby w PRL jest wystarczający do ponownego przeliczenia emerytury, to czy powinno to skutkować ponownym obniżeniem świadczenia emerytalnego wobec funkcjonariusza, któremu już raz, na podstawie wcześniejszych przepisów - w 2009 roku, obniżono to świadczenie.

W wydanej właśnie uchwale Sąd Najwyższy przesądził, że w sprawach o obniżenie emerytur funkcjonariuszy powinno się dokonywać oceny ich indywidualnych czynów, weryfikując je pod kątem naruszenia podstawowych praw i wolności człowieka.

Sędzia Bohdan Bieniek: "Nie możemy działać jak to państwo totalitarne"

W ustnych motywach orzeczenia sędzia sprawozdawca Bohdan Bieniek podkreślił, że należałoby się zastanowić, czego dotyczy rozpatrywany przez sąd problem prawny. Zaznaczył, że sprowadza się on do tego, jak mamy poradzić sobie z przeszłością: "Jak ją rozliczyć i czy to jest aby na pewno tylko domena prawa".

Jak mówił, taki rozrachunek z przeszłością "powoduje silne linie podziału od strony etycznej, społecznej, ideologicznej czy wręcz politycznej" i ścierają się wówczas dwie przeciwstawne koncepcje.

Jako pierwszą wskazał koncepcję tzw. grubej kreski: "Czyli sytuacja, w której budujemy demokratyczne państwo prawa ze spojrzeniem w przyszłość i uznaniem, że oceny w stosunku do konkretnych czynów i faktów związanych z polityką władz komunistycznych są domeną historii, a nie prawa".

Druga - jak wskazał - koncepcja zakłada zaś konieczność podjęcia "radykalnych działań zmierzających do rozliczenia osób za dawne niegodziwości, by w ten sposób zadośćuczynić ich ofiarom".

Sędzia Bieniek przyznał, że z takim problemem borykały się także inne kraje postkomunistyczne.

"Na pewno trzeba tu powiedzieć wyraźnie, że Sąd Najwyższy w składzie rozpoznającym sprawę podziela pogląd, że państwo jest uprawnione do rozliczeń z byłym reżimem, reżimem, który w warunkach demokratycznych został skutecznie zdyskredytowany" - podkreślił.

Zaznaczył jednak przy tym, że przed sądem staje zawsze "konkretny człowiek".

Jak wskazywał, w związku ze znowelizowaną w 2016 roku ustawą powstał problem, czy ustawodawca chce oceniać czyny jednostki, czy też zmierza do ustanowienia odpowiedzialności zbiorowej.

"Proszę zauważyć, że ilość stanów faktycznych, które mogą być objęte treścią tej ustawy, jest nie do uchwycenia z perspektywy abstrakcyjnej odpowiedzi na pytanie" - mówił sędzia.

Powołując na preambułę konstytucji, w której mowa m.in. o gwarancji praw obywatelskich, sędzia Bohdan Bieniek wskazał, że gwarancja ta "odcina nas od metod typowych dla państw totalitarnych".

"My nie możemy działać jak to państwo totalitarne, które nie przestrzegało żadnych reguł, żadnych praw jednostki do rzetelnego i sprawiedliwszego procesu. Stalibyśmy się wówczas niczym innym jak tym samym systemem, który krytykujemy" - podkreślił.

W rezultacie - podsumował - miejsce pracy i okres pełnienia służby nie może być jedynym kryterium pozbawienia byłych funkcjonariuszy PRL prawa do świadczenia emerytalnego.