Sędzia z Gdańskiego Sądu Okręgowego zgodził się wypuścić za kaucją dwóch mężczyzn oskarżonych o brutalne pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Chodzi o głośną sprawę z 2010 roku. Przed dyskoteką w Chałupach na Półwyspie Helskim zginął wtedy 27-letni Sebastian Preiss. Choć świadkowie obciążają oskarżonych, ci po wpłaceniu 30 tysięcy złotych mogli opuścić areszt. Jeden z nich na wolności jest od czwartku, drugi od piątku.

To jest horror dla mnie. Już teraz się obawiam jak ja się z nimi spotkam na kolejnej rozprawie, jeżeli się w ogóle stawią. Jak ja to przeżyję, jak wejdę do sali, kiedy ich zobaczę bez obstawy policjantów? Nie mogę pojąć, czym się sędzia kierował. Już koledzy mi mówią, żeby tylko się opanować, nie robić głupot - martwi się Jerzy Preiss, ojciec pobitego brutalnie Sebastiana.

Proces oskarżonych o śmiertelne pobicie powoli zbliża się do końca. Przesłuchano już blisko 40 świadków; sąd wezwać miał jeszcze tylko biegłego lekarza, który przeprowadzał sekcję zwłok. Obrońcy oskarżonych złożyli jednak wniosek o zwolnienie za kaucją, sami zaproponowali też jej wysokość - 30 tysięcy złotych. Mimo sprzeciwu prokuratora, sędzia zgodził się na takie rozwiązanie.

Sąd postanowił o przedłużeniu aresztu do 30 marca 2013 roku, z tym zastrzeżeniem, że z chwilą złożenia zabezpieczenia majątkowego w wysokości 30 tys. złotych dla każdego z oskarżonych możliwa będzie zamiana aresztu na dozór policyjny, połączony z zakazem opuszczania kraju. W ocenie sądu przeprowadzono już większość postępowania dowodowego. To powoduje, że zastosowanie najsurowszego środka zabezpieczającego w postaci aresztu nie jest konieczne - tłumaczy Rafał Terlecki, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku. Wiceprezes gdańskiego sądu Rafał Terlecki tłumaczy, że sędzia uznał, że nie ma już potrzeby stosowania aresztu tymczasowego. To zawsze jest decyzja sędziego. Jego odpowiedzialność - powiedział nam Terlecki. Oskarżeni raz w tygodniu mieliby meldować się w komisariacie policji.

Jestem zaskoczony decyzją sądu - tak karnista, profesor Piotr Kruszyński komentuje wypuszczenie oskarżonych za kaucją. Jak mówi, areszt to nie kara, ale przy takim zarzucie, biorąc pod uwagę, że oskarżeni przez rok się ukrywali, decyzja jest zaskakująca. Według niego, areszt powinien zostać zastosowany przynajmniej do wydania wyroku przez sąd I instancji.

"To szok. Sędzia wycenił, życie mego syna na 30 tys. złotych"

Ojciec ofiary jest zrozpaczony i załamany decyzją sądu. Sędzia na 30 tysięcy złotych wycenił życie mojego syna - mówi naszemu dziennikarzowi Jerzy Preiss. Jak dodaje, kontrowersje budzi też fakt, że jeden z oskarżonych był już wcześniej karany. Dla mnie to szok. Myślałem, że z tej sali nie wyjdę, jak sędzia powiedział, że ich wypuszcza za kaucją. Dla mnie to jest podejrzana sprawa - przyznaje Preiss. Podkreśla, że obaj oskarżeni byli poszukiwani europejskimi nakazami aresztowania i zatrzymano ich dopiero rok po pobiciu.

Jeszcze dwa miesiące temu, gdy sędzia przedłużał areszt argumentował, że ich wina jest wysoce prawdopodobna, i że jest obawa, że uciekną oraz będą się ukrywać. Ojciec ofiary uważa, że oskarżeni mogą zastraszać świadków. Mogą zastraszyć, namówić świadków do zmiany złożonych już zeznań. A szczególnie tego, który zeznawał, teraz, we wtorek. To kolega oskarżonych, który strasznie obciąża jednego z tych panów. Obawiam się też, że oni zaczną się uchylać od stawiennictwa w sądzie. Zaczną symulować choroby. Albo po prostu uciekną - mówi pan Preiss.

Prokuratura w Pucku zapowiedziała, że złoży zażalenie na decyzję o zwolnienia z aresztu oskarżonych. Ma na to jeszcze 5 dni. Jak powiedział prokurator Piotr Styczewski, śledczy czekali na decyzję z sądu na piśmie.

Decyzją gdańskiego sądu na pewno nie zajmie się Ministerstwo Sprawiedliwości. Ministerstwo nie komentuje wyroków sądów. Jeżeli prokuratura jest niezadowolona, może zawsze zgłosić zażalenie do tego wyroku - powiedziała Agnieszka Pelc z resortu sprawiedliwości.

Oskarżeni mogą trafić za kraty na 10 lat

Piotrowi R. i Pawłowi K. grozi 10 lat więzienia. Są oskarżeni o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Sebastian Preiss zginął w sierpniu 2010 roku. Gdy wracał z imprezy, która odbywała się na plaży na Półwyspie Helskim zaatakowała go grupa poznaniaków. Według ustaleń śledczych, ofiara została uderzona pięścią w twarz i powalona na ziemie. Później napastnicy brutalnie kopali po całym ciele, w tym po głowie. Według świadków wręcz skakali po jego głowie. Napadowi przyglądało się kilkadziesiąt osób.

Sebastian zmarł na miejscu. Bezskutecznie próbowali reanimować go zarówno przechodnie jak i policjanci. Lekarz pogotowia przyjechał jedynie po to, żeby stwierdzić zgon. Brutalne pobicie wstrząsnęło mieszkańcami Pucka, Władysławowa, Mierzei Helskiej oraz wypoczywającymi tam turystami. Setki osób wzięły udział w marszu milczenia, którzy przeszedł z Władysławowa do Chałup.

Policja zatrzymała kilku mieszkańców Poznania, okazało się jednak, że dwóch głównych podejrzanych zbiegło. Ich poszukiwania trwały niemal rok. Wydano za nimi Europejskie Nakazy Aresztowania. Jeden z nich - Piotr R. - został zatrzymany w Holandii. Drugi kilka dni później w Poznaniu.

Proces w sprawie śmiertelnego pobicia ruszył w kwietniu zeszłego roku. Sędzia regularnie co dwa miesiące przedłużał tymczasowy areszt. Zmienił decyzję, choć oskarżonych obciążali kolejni świadkowie.