We wrześniu przez trzy tygodnie rodzice i nauczyciele okupowali jedyne publiczne przedszkole w Biskupcu w Warmińsko-Mazurskiem. Protestowali przeciwko planom jego likwidacji, wprowadzeniu nowej dyrekcji oraz wysokim stawkom za przedszkole. Teraz nie wykluczają kolejnego strajku - dowiedział się dziennikarz RMF FM Andrzej Piedziewicz.

Władze Biskupca ustaliły, że za każdą godzinę ponad 5-godzinne bezpłatne minimum, rodzice będą płacili 3 złote 95 groszy. To najwyższa możliwa stawka. Ponadto na początku roku zmniejszono ilość grup przedszkolnych. Pojawiła się także zapowiedź, że część sal będzie wydzierżawionych… prywatnemu przedszkolu. To wywołało protest. Nie był bezskuteczny - zamiast narzuconej nowej dyrektorki, przedszkolem zaczęła kierować jedna z nauczycielek, do publicznego budynku nie weszło przedszkole prywatne, a nawet spadła stawka za każdą godzinę - do 2 złotych 95 groszy.

Ale teraz rodzice zaczynają się obawiać, że władze Biskupca znów próbują zlikwidować, a przynajmniej ograniczyć działalność przedszkola. Rozpisano konkurs na nową dyrektorkę, choć ta wybrana we wrześniu miała kierować placówką do końca roku. Do tego nie ma nowych umów - w poprzednich zapisano, że rodzic płaci za każdą zadeklarowaną godzinę pobytu dziecka w przedszkolu, nowe miały zakładać płatność tylko za godziny rzeczywiście wykorzystane. No i najważniejsze - nie widać szans na obniżkę stawek. Z naszych wyliczeń wynika, że większość rodziców płaci teraz za przedszkole mniej, niż płaciła w ubiegłym roku szkolnym, gdy obowiązywała jednakowa opłata dla wszystkich - twierdzi wiceburmistrz Biskupca Kamil Kozłowski. A co z pozostałymi zarzutami rodziców? Konkurs na nową dyrektorkę rozpisaliśmy, bo tak zasugerowało Kuratorium Oświat, a nowe umowy wciąż dopracowujemy - mówi wiceburmistrz.

Rodziców to jednak nie przekonuje. Bardzo poważnie rozważamy powrót do strajku w takiej formie, jaką miał on we wrześniu, a może nawet w ostrzejszej - ostrzegają. Spokój wokół przedszkola, jaki panował przez ostatni miesiąc, okazał się pozorny.