1000 złotych kary nałożył Sąd Okręgowy w Gdańsku na świadka, który nie stawił się dziś na rozprawie dotyczącej zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wezwany, który siedział przed laty w jednej celi z oskarżonym Stefanem W., nie poinformował sądu o swojej nieobecności i nie przedstawił usprawiedliwienia.

Kluczowe były dziś zeznania świadka, który był wśród publiczności i widział mężczyznę przeskakującego barierki, a następnie wybiegającego na scenę. 

Sąd i oskarżyciele posiłkowi długo dopytywali o miejsce, w którym Stefan W. przeskoczył barierki i jego usytuowanie względem prowadzących na scenę schodów. 

Ciężko sobie wyobrazić chyba bardziej dogodne miejsce niż to - ocenił świadek. To - według oskarżycieli posiłkowych - potwierdza, że sprawca przemyślał, co robi i działał zgodnie z planem.

Był skoncentrowany, nie był zdenerwowany, czyli pełne opanowanie sytuacji i opanowanie emocji - mówił naszemu reporterowi brat zamordowanego prezydenta Piotr Adamowicz. 

Stefan W. milczał przez cała rozprawę

Sam Stefan W. dziś został doprowadzony na rozprawę z pobliskiego aresztu śledczego. Siedział w specjalnie wydzielonym pomieszczeniu za szklaną szybą. Był pilnowany przez dwóch funkcjonariuszy. Przez całą rozprawę nie wypowiedział żadnego słowa.

Do końca maja biegli mają przygotować opinię o jego aktualnej kondycji psychicznej.

Policjant: Stefan W. po wyjściu z więzienia planował kolejne napady na bank

W trakcie dzisiejszej rozprawy przesłuchano także funkcjonariusza policji, który był ówczesnym komendantem komisariatu przy ul. Białej w Gdańsku. Z jego zeznań wynika, że w nocy po zamachu skontaktował się z nim naczelnik wydziału kryminalnego mówiąc, że "zatrzymany z Targu Węglowego jest osobą, wobec której wcześniej komendant podejmował czynności". Świadek zeznał, że te czynności polegały na powiadomieniu, że oskarżony po wyjściu na wolność planował popełnić kolejne przestępstwo polegające na dokonaniu rozboju na placówki bankowe.

Informacja o tym, że Stefan W. planował popełnić przestępstwo, podwładnemu komendantowi przekazała matka Stefana W., która - jak zeznawał świadek - przyszła na komisariat, kiedy sprawca kończył odbywanie kary więzienia za napady na placówki bankowe.

Z informacji z zakładu karnego wynikało, że służba więzienna przeprowadziła rozmowy wychowawcze z oskarżonym i po wyjściu z zakładu zamierza on opuścić województwo pomorskie. Nie było wskazanego konkretnego celu dokąd się uda - zeznał funkcjonariusz policji.

Dodał, że wykonał "niestandardową czynność", która polegała na rozesłaniu informacji do wszystkich jednostek policji w kraju o tym, że Stefan W. wychodzi na wolność.

Kolejnym świadkiem przesłuchiwanym dziś był były ochroniarz, który w noc zabójstwa pilnował sceny, na której odbywał się finał WOŚP. Zeznał, że zauważył mężczyznę na scenie, który "rzucił się na pana prezydenta, po czym podniósł ręce do góry i coś krzyczał".

Tragedia w czasie gdańskiego finału WOŚP

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany 13 stycznia 2019 roku, podczas miejskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który zorganizowano na gdańskim Targu Węglowym. W trakcie tak zwanego "światełka do nieba" został ciężko raniony nożem przez 27-letniego wówczas Stefana W. Zmarł następnego dnia w szpitalu.

Na nagraniach wideo ze sceny WOŚP widać, jak Stefan W. przebiega przez scenę, na której stoi Adamowicz i zadaje prezydentowi kilka ciosów nożem. Po ataku 27-latek uniósł ręce w geście zwycięstwa. Zanim został obezwładniony, chodził po scenie i wykrzyczał: "Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz".

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku w grudniu 2021 r. wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W. Mężczyzna odpowie za zabójstwo w zamiarze bezpośrednim w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, a także za zmuszanie innej osoby do określonego zachowania. 

Według ustaleń prokuratury, gdy wszedł na scenę WOŚP i zaatakował nożem Pawła Adamowicza, miał ograniczoną poczytalność. To może wpłynąć na wysokość kary. Zgodnie z przepisami, w takiej sytuacji sąd może (co nie oznacza, że musi) orzec o tak zwanym nadzwyczajnym złagodzeniu kary.