Nawet jeśli drugą turę wyborów w Warszawie wygra Hanna Gronkiewicz-Waltz, PO nie będzie w stanie samodzielnie rządzić w stolicy. 27 radnych PO musi zawrzeć koalicję albo z PiS, który ma 22 mandaty, albo z lewicą, która ma ich 11.

Żadne rozwiązanie nie jest jednak dla PO dobre. Tym bardziej, że dwa dni temu Donald Tusk oświadczył: nie chcemy fundować Warszawie koalicji z SLD. Od poniedziałku wiele się jednak zmieniło. Dzisiaj szef Platformy jest już bardziej ostrożny w słowach: Będziemy starali się podejmować współpracę wszędzie tam, gdzie jest to niezbędne, a więc tam, gdzie brakuje większości z partnerami z prawa i z lewa, w zależności od tego, kto będzie bardziej gotów do współpracy.

W Warszawie konkurentem dla Hanny Gronkiewicz-Waltz jest kandydat PiS, zatem trudno od niego oczekiwać gotowości współpracy. Wyborem jest więc lewica, jednak wśród jej 11 radnych, 8 pochodzi z SLD. Mamy pakiet kontrolny i zapraszam do rozmów - mówi szef SLD i chociaż Tusk wije się i kręci, a do żadnych oficjalnych rozmów jeszcze nie doszło, musi przyznać: Będą miejsca w Polsce, gdzie będziemy współpracowali z PiS, będą miejsca w Polsce, gdzie będziemy współpracowali z SLD. Jeszcze w poniedziałek takie zdanie byłoby nie do pomyślenia. Wygląda na to, że jednym z miejsc współpracy z SLD będzie właśnie stolica.

A komu lewica w Warszawie przekaże głosy? Stanowisko w tej sprawie mamy poznać do piątku. Jak powiedział szef Sojuszu Wojciech Olejniczak, zależy to przede wszystkim od przyszłej koalicji w Radzie Warszawy. Jego zdaniem Platforma ma dwa wyjścia - albo koalicja z PiS, albo z Lewicą i Demokratami.