Wojnę policji z nieostrożnymi kierowcami, przejeżdżającymi przez tory bez zatrzymania się, można uważać za rozpoczętą. W Otorowie koło Bydgoszczy tylko w ciągu jednego ranka funkcjonariusze wystawili piętnaście mandatów i jeden wniosek do sądu. W swojej pracy mundurowi używają specjalnego mobilnego centrum monitoringu.

Akcja policji ma ukrócić praktyki tych kierowców, którzy bez namysłu przejeżdżają przez tory kolejowe. Policjanci są doskonale przygotowani do działania: dysponują samochodem wyposażonym w specjalistyczną kamerę. Pojazd stoi zaparkowany w niewielkiej odległości od przejazdu kolejowego. Kawałek dalej stoi także radiowóz. Pracownik obsługujący monitoring na bieżąco przekazuje funkcjonariuszom informacje o kierowcy, który zignorował nakaz zatrzymania się i jak gdyby nigdy nic przejechał przez tory. Dalej łapią go już umundurowani policjanci.

Za zignorowanie znaku stop grozi mandat w wysokości 100 złotych. Funkcjonariusze apelują jednak o rozsądek, bo jeśli nie zatrzymamy się przed przejazdem i w porę nie zauważymy nadjeżdżającego pociągu, stawka może już dużo wyższa.

Tragedia na torach

Gdyby kierowcy stosowali się do przepisów, prawdopodobnie udałoby się uniknąć wielu tragedii, do jakich dochodzi na niestrzeżonych przejazdach. Pod koniec lipca na takim właśnie przejeździe w Bratoszewicach bus wjechał pod nadjeżdżający pociąg relacji Łowicz Główny - Łódź Kaliska. Kierowca pojazdu najprawdopodobniej zignorował znak stop.

Ze wstępnych ustaleń wynika, że przystosowanym do przewozu sześciu osób fordem transitem jechało do pracy dziesięć osób. Na miejscu zginęło osiem osób - pięć kobiet i trzech mężczyzn. Dwie pasażerki przeżyły wypadek, ale jedna z nich zmarła kilka godzin później w szpitalu. Najmłodsza z ofiar miała 21, najstarsza - 44 lata.