Tatrzańscy ratownicy podsumowali kończące się dzisiaj ferie zimowe. W ciągu niespełna półtora miesiąca w górach pomogli blisko 80 turystom. Dwóch niestety nie dało się uratować - mówi ratownik dyżurny TOPR Witold Cikowski

Wypadków w czasie ferii, które obecnie się kończą, odnotowaliśmy 65. Większość z nich była w Tatrach wysokich - powiedział reporterowi RMF FM ratownik dyżurny TOPR Witold Cikowski. Dwa wypadki były niestety śmiertelne. One były spowodowane, jedno zachorowaniem, problemy wieńcowe, a drugie to była próba samobójcza - dodał.

Najczęstszą przyczyną wypadków były potknięcia lub poślizgnięcia na szlakach. W związku z tym powstały urazy, które uniemożliwiają dalsze poruszanie się - tego było najwięcej. Troszkę mniej, ale też dosyć dużo, bo 10 wypadków, było spowodowanych upadkiem z wysokości, to już są bardzo poważne sprawy - mówi Cikowski.

Wiele było także wypadków spowodowanych niefrasobliwością turystów, którzy często przeceniali swe umiejętności. Mieli ze sobą sprzęt ale nieumiejętnie go użytkowali. Na przykład: złe założenie raków, złe dopasowanie raków, zła technika chodzenia w tych rakach. Nawet są ludzie, którzy mają czekan i też czasami nie potrafią tego czekana użyć - dodaje. 

Były również akcje, które kończyły się wręcz niewiarygodnie szczęśliwie, jak wypadek ukraińskiego turysty. Wybrał się on, bez żadnego sprzętu do turystyki zimowej, na Rysy. W czasie zejścia spadł i niemal nic sobie nie zrobił. To niesamowite, że bez sprzętu można tak wysoko zajść, a później jest błąd i jednak on się nie kończy tragicznie. Takie cuda też się zdarzają  - mówi ratownik TOPR Witold Cikowski, który pospieszył mu z pomocą.

Opracowanie: