"Susza hydrologiczna w Polsce to splot czynników meteo i czynników hydrologicznych. Niestety jest to stan bardzo niekorzystny. Na to nakłada się jeszcze stan koryta. Koryta rzek stale erodują. W ślad za tą erozją podąża zwierciadło wody niskiej. Obniża się dno, obniżają się stany, a jest to zasługa bardzo małych przepływów" - mówi dr Piotr Kuźniar, hydrolog z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej. Zdaniem eksperta, nawet intensywne opady nie będą w stanie szybko wyrównać mocno obniżonego poziomu rzek.

Mariusz Piekarski: Proste pytanie - gdzie jest woda?

Piotr Kuźniar, hydrolog: Woda jest w chmurach i bardzo głęboko w gruncie. W chmurach, które gdzieś krążą być może nad Atlantykiem lub nad Morzem Północnym. Są blisko, ale jeszcze nie u nas. Czekamy na deszcz.

A dlaczego nie ma tej wody w korytach rzek i w studniach?

Mamy okres suszy hydrologicznej, czyli długi okres bezdeszczowy, długi okres stosunkowo ciepły. Mamy bardzo ładną, ciepłą końcówkę lata. No i kończące się zasoby wód gruntowych, które nie są nigdy niewyczerpywalne. Wyczerpują się, co widać po stanie wody w rzekach, który to stan jest połączony z lustrem wody gruntowej. Skoro w rzekach jest nisko, to w gruncie będzie równie mało wody.

Pamięta pan takie czasy, kiedy poziom Wisły w centrum Warszawy wynosił 61 centymetrów?

To jest absolutne minimum, które odnotowane zostało dzisiaj. To jest stan, który nigdy wcześniej nie był obserwowalny.

To znaczy, że nigdy nie zdarzyło się, że deszcz tak długo nie padał w Polsce? Niemożliwe.

To jest splot czynników meteo i czynników hydrologicznych. Niestety jest to stan bardzo niekorzystny. Na to nakłada się jeszcze stan koryta. Koryta rzek stale erodują. W ślad za tą erozją podąża zwierciadło wody niskiej. Obniża się dno, obniżają się stany, a jest to zasługa bardzo małych przepływów.

Ten splot okoliczności, o których pan mówi to skutek braku deszczu i wysokiej temperatury?

Bardzo długo nie pada, mamy parowanie, czyli woda nam ucieka. Jest wypijana przez rośliny i oddawana do atmosfery, zachodzi proces transpiracji. Gleba się przesusza, rzeki nie są zasilane niczym innym, mam namyśli spływami powierzchniowymi, a jedynie dopływem podziemnym, więc to wszystko prowadzi do wyczerpywania zasobów. Istnieją na świecie miejsca gdzie rzeki wysychają całkowicie. W Turcji na przykład zasoby wód gruntowych są niemal żadne. Dużo koryt rzek, w okresach takich jak u nas dzisiaj, są kompletnie suche, a u nas jeszcze coś płynie.

To już jest susza, czy jeszcze najgorsze przed nami? Czy może być tak, że poziom Wisły spadnie jeszcze poniżej 60 centymetrów oraz wyschnie nie dwa tysiące studni w Małopolsce, a jeszcze więcej?

To przede wszystkim zależy od rozwoju sytuacji meteo. Albo przyjdzie deszcz, albo nie. Jeśli nie zacznie padać szybko, to susza się pogłębi, stany jeszcze bardziej spadną.

Może być tak, że zobaczymy Wisłę przez, którą nie płynie woda, zostanie samo koryto?

Tego raczej sobie nie wyobrażam, ale teoretycznie z tego co pamiętam przepływy niskie prognozuje się z prawdopodobieństwem jak przepływy wielkie, przepływy powodziowe, więc takie bardzo rzadkie, stuletnie niżówki są na poziomie około 45 lub 30 centymetrów. Ale żadna prognoza statystyczna nie przewiduje wyschnięcia do zera.

Jak pan prognozuje, kiedy powinien pojawić się deszcz, a rzeka wróci do standardowego poziomu w Warszawie, czyli około 1,70 m?

1,70 m - 1,90 m to woda średnia. Nie wyobrażam sobie żebyśmy taki stan rzeki osiągnęli w tym roku kalendarzowym.

Czyli Wisła w tym roku nie wróci do normalnego poziomu?

Nie wygląda na to żeby w tym roku kalendarzowym to wróciło do normy, bo muszą się odbudować zasoby wód gruntowych. Pierwsze opady spłyną do rzeki nie wsiąkając, bo gleba jest tak zbita, że nie przyjmie tej pierwszej wody,

Nawet gdyby dzisiaj zaczęło padać intensywnie, to poziomy wód w rzekach nie wzrosną natychmiast?

Myślę, że zdecydowanie nie. Zależy jeszcze gdzie będzie padało i jak długo. Pożądana intensywność nawet powinna być słaba, a długotrwałość większa. Intensywny, ale krótki opad nie wpłynie znacząco na poprawę sytuacji.

Czyli niewiele dałaby gwałtowna, jednodniowa burza i chlusty z nieba?

Zupełnie nic by to nie dało. To musi być silne nawodnienie. Mamy szansę odbudować to po zimie z roztopów. Ten stan i duża retencja gruntowa może być natomiast zbawcza na wiosnę. Unikniemy klęski powodzi roztopowej, ale to wszystko jest przyszłość.

Czy przy suszy hydrologicznej, która trwa teraz powinniśmy zastanawiać się już nad oszczędzaniem wody? Krócej myć zęby, nie szorować samochodu. Czy to ten moment, kiedy musimy oszczędzać wodę, bo może jej niedługo zabraknąć?

Zdecydowanie. Byłaby to gospodarka wodna prowadzona na poziomie pojedynczego gospodarstwa domowego, bo gospodarki wodnej w skali kraju w Polsce właściwie nie mamy. Były projektowane zbiorniki retencyjne, przeciwpowodziowe, gospodarka wodna w dużej skali, ale to wszystko niestety jeszcze nie zostało zrealizowane lub zrealizowane tylko częściowo. Ale i te sposoby nie są niezawodne. Nie mam dokładnego rozeznania, ale przy tej skali suszy, zbiorniki wodne w górnej części dorzeczy już są prawie opróżnione i nie ma z czego zasilać. Stąd te stany i sytuacje, które widzimy w Małopolsce.

Sugerowałby pan jakieś kroki administracyjne, na przykład mniejsze dostawy wody do dużych zakładów przemysłowych?

Myślę, że ilości wody, które biorą zakłady przemysłowe należy zbilansować. Powinny istnieć scenariusze w centrach kryzysowych, do których ja nie mam dostępu i nie brałem udziału przy ich opracowywaniu. Być może sama przyroda ograniczy pobór wody i dojdzie do racjonowania. Była taka sytuacja w latach pięćdziesiątych w Warszawie, kiedy zator lodowy wstrzymał dopływ wody do miasta. Skutkiem tego Wisła w Warszawie prawie wyschła. Nie było ujęć poddennych, nie było jeszcze wtedy Grubej Kaśki, wyłącznie grawitacyjny pobór wody i Warszawa stanęła na krawędzi katastrofy sanitarnej.

Czy dziś przy tej suszy hydrologicznej i niskich poziomach wód, grozi nam to, że w którymś momencie z kranu nie poleci nam woda?

Oczywiście jest to teoretycznie możliwe. Nigdy taki przypadek nie był przerabiany, ale naturalnie może się tak zdarzyć.

Kiedy to nastąpi? Jest to kwestia kilku dni bez intensywnych opadów, czy tygodni kiedy to wyschną wody gruntowe i koryta rzek?

Myślę, ze to kwestia tygodni, bo Warszawa to 80 tysięcy kilometrów kwadratowych zlewni. W tej zlewni każdy centymetr wysokości lustra wody gruntowej przekłada się na tysiące metrów sześciennych wody jeszcze do sprowadzenia do Warszawy, jeśli mamy tylko nasz stołeczny interes na myśli.

Nie tylko. Gdzie najszybciej będzie najgorzej?

Najgorzej i najszybciej będzie w górnych częściach dorzeczy. Tam woda skończy się najwcześniej.

Czyli południe kraju?

Tak. W najlepszej sytuacji są ci na północy.

To znaczy, że oszczędzać wodę powinni mieszkańcy południa? Tam krócej myjemy zęby?

Zdecydowanie tak!

Justyna Satora