Naukowcy zajmujący się badaniem meteorytów zbadają wielki lej, który powstał w tajemniczych okolicznościach niedaleko Sulęczyna na Kaszubach. Dziura w ziemi ma 6 metrów średnicy i 3 metry głębokości.

Specjaliści nie wykluczają, że lej w sulęczyńskim lesie powstał po uderzeniu wielkiego meteorytu. By to stwierdzić, na miejscu chcemy jak najszybciej przeprowadzić badania - mówi prof. Leszek Karwowski z Uniwersytetu Śląskiego, prezes Polskiego Towarzystwa Meteorytowego.

Powstanie dziury jest tym dziwniejsze, że badający teren saperzy nie odnaleźli na miejscu charakterystycznych dla wybuchów śladów osmoleń ani też pozostałości po prochu lub innym materiale wybuchowym. Według astronomów zajmujących się meteorytami nie jest wykluczone, że fragmenty obiektu spadającego z kosmosu mogą zalegać pod powierzchnią dna leja. Jak zaznaczają, chcą metodą odkrywkową zbadać ziemię do głębokości 5 metrów.

Pobrane zostały już do analizy fragmenty kamieni leżące w pobliżu leja i na jego dnie. Ślady na miejscu mówią o gigantycznej sile, która rozrzuciła ważące kilkaset kilogramów kamienie na ległość nawet 200 metrów. Naukowcy tłumaczą to uderzeniem meteorytu w kamień lub kamienisko.

Takiej możliwości nie wyklucza także szef miejscowej straży pożarnej Andrzej Roda. Początkowo sądził on, że sprawcą tajemniczego zdarzenia jest jedna z okolicznych firm zajmujących się pozyskiwaniem kamienia do celów budowlanych. Teraz - po rozmowach z przedstawicielami firmy - wyklucza taką ewentualność.