Władze Lublina wypowiedziały wojnę dzikim wysypiskom. Na tym się jednak skończyło, bo ratusz nie podjął na razie żadnych działań zmierzających do usunięcia ton śmieci zalegających w mieście. Nasz reporter Krzysztof Kot odwiedził jedno z dzikich składowisk przy ulicy Wspólnej 20 w Lublinie. Góra odpadków leży tam od dwóch lat. Straż miejska fotografuje, kieruje sprawy do sądu, a śmierci jak leżały, tak leżą.

Sąsiedzi posesji przy Wspólnej narzekają, że kiedy robi się gorąco, fetor jest nie do wytrzymania. Niestety sytuacja staje się coraz gorsza - śmieci przybywa bowiem z miesiąca na miesiąc. Na dzikim składowisku można znaleźć dosłownie wszystko - od części samochodowych po meble.

Straż miejska twierdzi, że w sprawie wysypiska ma związane ręce. Do właściciela posesji, który według mieszkańców mieszka w Warszawie, skierowano serię wezwań. Niestety pozostały one bez żadnej odpowiedzi. Sprawa trafiła również do sądu. W tym przypadku skończyło się tylko na 100-złotowym mandacie. Rozpoczynamy procedurę od początku i znowu skierujemy sprawę do sądu, na tym nasza rola się kończy - tłumaczy Robert Gogola ze straży miejskiej w Lublinie.

Katarzyna Mieczkowska-Czerniak z lubelskiego ratusza wyjaśnia, że śmieci nie można wywieźć, bo nie pozwala na to prawo. Posesja jest prywatną własnością i nie możemy wydawać publicznych pieniędzy na jej uprzątnięcie, choć bardzo byśmy chcieli, chociażby ze względów wizerunkowych - mówi urzędniczka.

Ostatnia nadzieja dla załamanych mieszkańców okolicznych domów to decyzja Inspekcji Sanitarnej. Jeśli jej pracownicy uznają, że wysypisko stanowi zagrożenia dla ich zdrowia, wtedy ratusz będzie mógł interweniować. Straż miejska sprawą chce zainteresować natomiast nadzór budowlany. Skierujemy odpowiednie pismo do inspekcji oraz nadzoru budowlanego. Opuszczony budynek grozi zawaleniem. Może to pozwoli na interwencję - mówi Robert Gogola.