W Londynie trwa dwudniowy kongres opozycji irackiej. Pierwszy dzień rozmów, w których uczestniczy ponad 300 delegatów, nie przyniósł przełomu. Delegaci nie zdołali wyłonić spośród siebie przyszłej administracji, która przejęłaby władzę po obaleniu dyktatury Saddama Husajna.

Podstawą dyskusji w Londynie jest dokument sporządzony przed 32 irackich intelektualistów, który w zarysie przedstawia przyszłość Iraku. Jak się okazuje niełatwo jednak teorie zastosować w praktyce.

Delegaci na razie uzgodnili, że Irak bez Husajna będzie państwem federalnym, demokratycznym, w którym będą przestrzegane prawa człowieka i wolność religijna. To jednak tylko ogólniki, a konkretów brak.

Iraccy opozycjoniści podkreślają, że bez pomocy międzynarodowej nie uda się wprowadzić zmian w ich państwie po obaleniu dyktatora: Chciałabym aby społeczność międzynarodowa zdała sobie sprawę z tego, jak Irakijczycy cierpią przez ten reżim. Zamiast się go pozbyć i pomóc, tak długo patrzy spokojnie na cierpienia ludzkie - mówiła jedna z delegatek. Posłuchaj relacji londyńskiego korespondenta RMF Bogdana Frymorgena:

Pod budynkiem, w którym obradowali delegaci na konferencję protestowali działacze Komunistycznej Partii Iraku, którzy wprawdzie też są przeciwnikami Saddama Husajna, ale na wspólne obrady przy jednym stole się nie zdecydowali:

Ta konferencja nie reprezentuje narodu irackiego. Uważamy, że konferencja popiera wojnę z Irakiem. Jesteśmy przekonani, że konferencja jest za bombardowaniem mieszkańców Iraku - mówił jeden z protestujących.

Spotkanie irackiej opozycji przekładano trzykrotnie, ponieważ delegaci nie mogli się zgodzić, kto będzie grał pierwsze skrzypce w Londynie. Nie wiadomo właściwie, jakie poparcie w kraju mają uczestniczący w spotkaniu delegaci, którzy od dziesiątków lat żyją na uchodźstwie.

08:45