W czwartek odbył się pogrzeb Józefa Franczaka, ps. "Lalek" - ostatniego Żołnierza Wyklętego, który najdłużej walczył z bronią w ręku przeciwko komunistom. "Lalek" zmarł w 1963 roku. Franczak został pochowany w rodzinnym grobie na cmentarzu w Piaskach.

Myślę, że nastąpił już kres wędrówki tych szczątek ojca. W spokoju będą spoczywały na cmentarzu - mówi w rozmowie z RMF FM Marek Franczak, syn Józefa Franczaka ps. "Laluś". Miałem okazję zobaczyć twarz ojca. Ciarki przechodziły wtedy po moim ciele. To w końcu był ojciec. Czułem radość, że skończyła się ta wędrówka, że nadszedł już jej kres. Gdy odbierałem urnę z czaszką ojca była piękna pogoda. Pomyślałem, że wyjrzało dla niego inne słońce. Jestem szczęśliwy, że szczątki mojego taty spoczną wreszcie razem - dodaje.

Oprawę czwartkowych uroczystości zapewniła wojskowa asysta honorowa z Dowództwa Garnizonu Warszawa.

O śmierci Józefa Franczaka sąd wojewódzki w Warszawie napisał później: "Żołnierze Armii Krajowej działający później w organizacji Wolność i Niezawisłość byli zmuszeni do przeciwstawienia się zbrojnej masowej eksterminacji, poprzez walkę zarówno z oddziałami NKWD, jak i wspierającymi je formacjami polskimi (...). Była to walka potrzebna i celowa, polegająca na odbijaniu jeńców lub zapobieganiu morderstwom i aresztowaniom".

Przez osiemnaście lat po zakończeniu II wojny światowej Józef Franczak ukrywał się w rodzinnych stronach na Lubelszczyźnie. Zginął w ubeckiej obławie - 21 października 1963 roku w Majdanie Kozic Górnych. Pod koniec stycznia tego roku lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej informował, że zidentyfikowana została czaszka Franczaka, która przez przez kilkadziesiąt lat była eksponatem dydaktycznym dla studentów Akademii Medycznej w Lublinie.

Decyzja o odcięciu głowy zmarłego zapadła tuż po jego śmierci. Franczak został pochowany w anonimowej mogile na cmentarzu przy ulicy Unickiej w Lublinie. W 1983 roku rodzina przeniosła szczątki do rodzinnego grobu w Piaskach. Wskazać je pomógł jeden z grabarzy. Zidentyfikowana czaszka została pochowana w Piaskach.

Przeczytaj rozmowę Krzysztofa Kota z Marcinem Franczakiem, synem "Lalka"

Krzysztof Kot: Przez lata szukał pan głowy ojca.

Marcin Franczak: Dzięki Bogu udało się ją po tylu latach odnaleźć. Nie wiadomo, gdzie ta głowa była w zasadzie, podobno w akademii medycznej.... ale powiedzmy... niech to tak zostanie. Znalazła się już, spocznie godnie na tym cmentarzu, bo (ojciec - red.) 18 lat po wojnie się ukrywał, 50-parę lat głowa wędrowała, nie wiadomo gdzie. Myślę, że już nastąpił kres wędrówki tych szczątek ojca. W spokoju będą spoczywały na tym cmentarzu.

Wiadomo, że policjanci zrobili badania DNA i okazało się, że to jest głowa pańskiego ojca.

Tak. Okazało się, że głowa była w akademii medycznej. Dziwnym trafem poprzedni prokurator, który prowadził śledztwo, napisał w umorzeniu postępowania, że rektor akademii medycznej autorytatywnie stwierdził, że wszystkie eksponaty - jako oni to fachowo nazywają - zostały zakopane na ulicy Unickiej, gdzieś na cmentarzu. Na tym się skończyło. Okazało się, że zmieniły się władze uczelni i dziwnym trafem głowa się znalazła. Czyli może komuś zależało na tym, żeby dalej się tułała. Taka jest moja opinia. Ja w gruncie rzeczy nie wiem - prokuratura wyjaśnia.

To policjanci pomogli?

Czy ja wiem...  pomogli w identyfikacji na podstawie dokumentów, sekcji zwłok. Później zawieźli to do Poznania, do centralnego laboratorium kryminalistyki. Okazało się, że w 99 procentach to jest głowa Franczaka Józefa.

Zobaczył pan twarz ojca?

Zobaczyłem, bo miałem okazję oglądać to na płytce, jaką metodą to badali. Nakładali po kolei wszystko. Ciarki przechodziły po ciele, w końcu to był ojciec.

On rzeczywiście wyglądał po nałożeniu komputerowym tych warstw na model czaszki tak, jak go pan zapamiętał?

Dokładnie tak, jak na zdjęciach. Po kolei nawet jak te z młodych lat zdjęcia nakładali, to było widać podobieństwo. Nie da się zaprzeczyć w żaden sposób.

Co pan wtedy czuł?

Czułem radość, że skończyła się ta wędrówka, że nadszedł kres już. Praktycznie to w takim mroku było, owiane mgiełką tajemnicy: gdzie co jest, nie wiadomo. Wczoraj właśnie odbierając urnę z czaszką taka pogoda śliczna była, mówię: wyjrzało inne dla niego słońce.

Wreszcie.

Wreszcie, po tylu latach. A dla ilu jeszcze nie wyjrzało to słoneczko? Gdzie leżą, też w bezimiennych grobach, nie wiadomo gdzie. Też czekamy - może i dla nich błyśnie to słoneczko?

(md, abs)