Konie, które stratowały dwie nastolatki na krakowskim Rynku Głównym, prawdopodobnie nie zostały spłoszone. Tak twierdzą świadkowie wypadku. Poszkodowane zostały dwie trzynastolatki, jedna z nich ma otwarte złamanie nogi, druga uskarża się na silne bóle kręgosłupa. Obie dziewczynki przyjechały do Krakowa z wycieczką z Koszalina.

W chwili wypadku siedziały na murku nieopodal kościółka świętego Wojciecha, to centrum Rynku Głównego. Niewykluczone, że przyczyną zdarzenia była nieuwaga woźnicy. Świadkowie, z którymi rozmawiał reporter RMF FM Maciej Grzyb, twierdzą, że dorożka powoli zjeżdżała w stronę murka, na którym siedziała kilkuosobowa grupa dziewczyn. Nikt nie słyszał sygnału klaksonu czy innego dźwięku, który mógłby spłoszyć konie. Nie wiem, czy to nie był czasem błąd dorożkarza - mówi naszemu reporterowi jeden ze świadków zdarzenia:

Pogotowie ratunkowe musiało udzielić też pomocy koleżankom poszkodowanych dziewczynek, kilka z nich zasłabło bowiem na widok krwi. Policja rozmawiała już krótko z woźnicą. Na razie wiadomo tylko tyle, że był trzeźwy.

To nie pierwszy taki przypadek tego lata. Niecałe dwa tygodnie temu spłoszone konie wjechały na rynku w kawiarniany ogródek. Ranne zostały wówczas cztery osoby. Krakowska prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie.