"Ta brygada ma być wykorzystywana do tzw. misji antykryzysowych - począwszy od humanitarnych, przez stabilizacyjne, po klasyczne misje pokojowe" - mówi senator, były szef MON Bogdan Klich o wspólnej, trójnarodowej brygadzie LITPOLUKRBRIG. Umowę o jej utworzeniu podpisali w piątek ministrowie obrony Polski, Litwy i Ukrainy. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Bogdanem Zalewskim Klich podkreśla, że od czasu podpisania wstępnej umowy w 2009 roku mocno zmieniał się kontekst polityczny. "Ukraina pod wodzą Wiktora Janukowycza odeszła od zaangażowania w integrację z Zachodem na rzecz zaangażowania w integrację z Rosją. (…) Natomiast dowódcy wojskowi armii ukraińskiej byli zainteresowani kontynuowaniem tego procesu, bo dla nich ta brygada była oknem na świat zachodni" - wyjaśnia.

Bogdan Zalewski: Mamy wyjątkowy dzień w historii kontaktów militarnych pomiędzy Litwą, Polską i Ukrainą. Zostają zwieńczone wieloletnie starania o to, żeby wprowadzić takie wspólne, pokojowe oczywiście, działania militarne. Naszym gościem jest senator Bogdan Klich, były minister obrony narodowej. Na czym będzie polegała misja tej wspólnej trójczłonowej brygady?

Bogdan Klich: Dzisiaj mamy finał procesu, który zaczął się w 2008 roku od mojej decyzji o powołaniu takiej brygady i od rozpoczęcia uzgodnień ze stroną litewską i ukraińską, co formalnie zakończyło się podpisaniem wstępnego porozumienia w listopadzie 2009 roku. W międzyczasie wydarzyło się wiele, widać było chociażby, jak po objęciu rządów przez prezydenta Wiktora Janukowycza spada zainteresowanie strony ukraińskiej utworzeniem takiego związku taktycznego.

Zmieniała się władza i zmieniały się wektory - z zachodniego na wschodni.

Tak. Ukraina pod wodzą Janukowycza odeszła od zaangażowania w integrację z Zachodem na rzecz zaangażowania w integrację ze Wschodem, z Rosją.

Ale wojskowi nadal prowadzili techniczne prace.

I to było bardzo ciekawym doświadczeniem. Władza polityczna ogłosiła tzw. pozablokowy status Ukrainy...

Pozablokowy, czyli i poza blokiem NATO, i blokiem - nazwijmy to - Putinowskim.

Poza Sojuszem Północnoatlantyckim i poza paktem taszkenckim, co w praktyce oznaczało, że Ukraina zaczęła dryfować w kierunku Rosji. Natomiast dowódcy wojskowi armii ukraińskiej byli zainteresowani tym, aby ten proces prowadzić dalej, dlatego że dla nich ta brygada była oknem na świat zachodni. To dokładnie tak jak Korpus Północno-Wschodni w Szczecinie - założony, zanim Polska została członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego - był dla wojska polskiego takim otwarciem okna na współpracę z armiami Niemiec i Danii.

Szczecin to jest zachodnia flanka, a tu mamy wschodnią flankę, Lublin, który jest bardzo mocno nasycony, jeśli chodzi o polską tradycję i kulturę - przypomnijmy unię lubelską z Litwą. Teraz jest powtórka z historii, można tak to nazwać?

Te ponadroczne dyskusje z partnerami litewskimi i ukraińskimi zaowocowały w listopadzie 2009 roku podpisaniem wstępnej umowy o powołaniu takiej brygady i nie bez kozery dowództwo i sztab zostały umieszczone w Lublinie - trochę dla pamięci historycznej, bo przecież wszyscy mamy w pamięci unię lubelską, która te trzy żywioły jednoczyła. To też był rok obchodów rocznicy podpisania unii lubelskiej.

To są takie symbole...

Ale symbole w polityce mają duże znaczenie.

Są bardzo ważne, oczywiście.

Myśmy się obawiali w owym czasie, czy one nie będą zbyt widoczne dla strony litewskiej i ukraińskiej

Żeby nie było polskiej dominacji...

Ukraińcy kupili to z dobrodziejstwem inwentarza i wstępne porozumienie z 2009 roku mówiło o tym, że taka brygada powstanie, jakie będą jej zadania oraz że jej dowództwo i sztab będą ulokowane w Lublinie. Od tego czasu nie zmieniły się zadania, choć radykalnie zmienił się kontekst polityczny.

Mówimy o symbolach, które są bardzo istotne, ale nasi dziennikarze uzyskali takie konkretne informacje, że ta brygada, która dzisiaj została powołana w umowie podpisanej przez ministrów obrony trzech krajów, będzie gotowa tak naprawdę za dwa lata.

Tak, dlatego że ten proces został wyhamowany przez stronę ukraińską, przez politykę prezydenta Janukowycza, co najmniej na dwa lata. Przez te dwa lata były prowadzone tylko prace techniczne i one zostały zakończone. Wszyscy już wiedzą, co mają robić, każdy wie, co wnosi do tego wspólnego, dużego związku taktycznego - dużego, bo to 4,5 tysiąca żołnierzy - ale te komponenty muszą zgrać się ze sobą i dlatego wstępna gotowość operacyjna jest zaplanowana na rok przyszły, a ostateczna gotowość operacyjna na rok kolejny. Taki proces zgrywania się tych trzech zasobów - polskiego, ukraińskiego i litewskiego - musi chwilę potrwać.

Pan mówi: "Wszyscy już wiedzą, co mają robić". No właśnie: co mają robić? Mowa jest o misjach pokojowych. To nie jest jakiś eufemizm, ukrywanie tak naprawdę głównego rywala, przeciwnika, wobec którego ta brygada zostaje powołana?

Zespół zadań się nie zmienił, choć - podkreślę to raz jeszcze - zmienił się radykalnie kontekst międzynarodowy. Ta brygada, po pierwsze, ma być wykorzystywana do tzw. misji antykryzysowych, czyli takich, w których organizacje międzynarodowe postanawiają stworzyć narzędzie o charakterze wojskowym, w którym organizują taką "szpicę" - to może być NATO, to może być Unia Europejska, to może być Organizacja Narodów Zjednoczonych.

Przeciwnicy to np. terroryści - ale czy mogą to być np. dywersanci szkoleni i wspomagani przez Rosję?

Każdorazowo decyzję podejmują rządy państw, które podpisują tę umowę - a zatem rząd litewski, ukraiński i polski - i tutaj musi być zasada konsensusu.

Spektrum tych zadań jest różne, począwszy od misji humanitarnych, poprzez misje stabilizacyjne, skończywszy na klasycznych misjach pokojowych. Generalnie chodzi o działania antykryzysowe. I jeszcze raz zaznaczę: nie chodzi tutaj o klęski żywiołowe, bo nie do tego mają służyć ci żołnierze. Chodzi o misje reagowania na kryzysy znajdujące się w sferze zainteresowania tych trzech państw.

Pan wypowiada się bardzo dyplomatycznie, ja zapytam wprost: jeżeli nie chodzi o żywioły, to chodzi o ludzi, chodzi o ludzi Putina?

Chodzi o takie sytuacje, jakie miały miejsce czy w Bośni i Hercegowinie, czy w Kosowie, czy na Bliskim Wschodzie. Przecież batalion polsko-ukraiński pełnił swoją misję w Kosowie przez kilka ładnych lat jako uczestnik sił stabilizacyjnych wysyłanych tam przez NATO.

Ale Kosowo jest od nas w miarę daleko, a Donieck jest blisko.

Ale Kosowo było blisko i jest blisko granic NATO i granic Unii Europejskiej.

By można było wykorzystać taką brygadę w działaniach na terytorium bezpośrednio przylegającym do naszego państwa, musi pojawić się suwerenna decyzja trzech państw i musi być w tej sprawie konsensus, ponieważ wykorzystanie części takiej brygady nie wchodzi w rachubę.

Chodziłoby o zgodę wydaną przez parlamenty w Wilnie, Kijowie i Warszawie?

W Polsce taki system nie obowiązuje, w Polsce decyzje o użyciu kontyngentu wojskowego w każdej operacji podejmuje prezydent na wniosek Rady Ministrów. Parlament nie uczestniczy w tym procesie.

Różne są rozwiązania w innych krajach, natomiast w Polsce na pewno byłaby to decyzja prezydenta po formalnym wystąpieniu ze strony rządu.


(edbie)