Nie ma i nie będzie postępowania dyscyplinarnego wobec policjantów interweniujących w Otwocku, gdyż rzecznik dyscyplinarny nie dopatrzył się uchybień w ich działaniu - podała Komenda Stołeczna Policji. Chodzi o interwencję wobec posłanki Kingi Gajewskiej z Koalicji Obywatelskiej.

Interwencja wobec posłanki miała miejsce w czasie kampanii w Otwocku, gdzie odbywało się spotkanie wyborcze premiera Mateusza Morawieckiego z mieszkańcami. Na nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych widać było, jak funkcjonariusze wprowadzali posłankę do policyjnego auta.

Gajewska wróciła do tej sprawy w środę na platformie X (dawniej Twitter). "@PolskaPolicja właśnie wszczęła postępowania dyscyplinarne wobec funkcjonariuszy, którzy ciągnęli mnie do radiowozu w Otwocku. Wiatr zmian" - napisała.

Tej informacji zaprzeczyła jednak Komenda Stołeczna Policji. "Prostujemy nieprawdziwe informacje. Nie ma i nie będzie postępowania dyscyplinarnego wobec policjantów interweniujących w Otwocku, gdyż rzecznik dyscyplinarny nie dopatrzył się uchybień w ich działaniu. Wniosek ten zatwierdził Komendant Stołeczny Policji" - napisała KSP na platformie X.

Do wpisu posłanki odniósł się też wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. "Muszę panią poseł uspokoić. To nieprawda. Zakończono czynności wyjaśniające nie dopatrując się żadnych nieprawidłowości. Nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego. Nie mniej, policjanci czekają na podwyżkę 20 proc. dla budżetówki" - napisał wiceminister.

Wcześniej stołeczna policja przypomniała, że zaraz po interwencji wobec posłanki w Otwocku Komendant Stołeczny Policji na miejsce skierował Wydział Kontroli. "Już 22 września wszczęto czynności wyjaśniające, które powinny zakończyć się w tym tygodniu" - podkreśliła KSP.

Gajewska zawiadomiła prokuraturę

Gajewska zawiadomiła prokuraturę w związku z działaniami policji wobec niej. Twierdzi, że funkcjonariusze, którzy zatrzymali ją z megafonem nieopodal wiecu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości w Otwocku, popełnili trzy przestępstwa. Chodzi o przekroczenia uprawnień przez zatrzymanie osoby chronionej immunitetem, użycie przemocy wobec funkcjonariusza publicznego, a także bezprawne pozbawienie wolności.

Posłanka KO Kinga Gajewska opowiedziała w internetowym Radiu RMF24, jak z jej perspektywy wyglądał incydent. Policjanci powiedzieli, że zapraszają mnie do radiowozu i wlekli w jego stronę, po czym podnieśli i na siłę wsadzili do środka. Nie zagłuszałam wiecu pana premiera Morawieckiego. Byłam 250 metrów od miejsca, gdzie się znajdował - daleko za barierkami. Na jedną kobietę wysłano kordon policji - mówiła rozmówczyni Tomasza Weryńskiego dzień po incydencie.

Gajewska podkreślała, że obecni na miejscu ludzie mówili policjantom, że jest posłanką, robił to też towarzyszący jej parlamentarzysta, a także ona sama. Publikację nagrań z incydentu przez Komendę Stołeczną Policji oceniła jako kompromitującą. 

Posłanka przekonywała, że policjanci nie dali jej się wylegitymować. Szarpali mnie za obie ręce - to widać na wszystkich nagraniach - podkreślała.