Marsz Solidarności i Niepodległości organizowany w rocznicę stanu wojennego, ma być przestrogą dla rządzących - zapowiada prezes PiS. Jarosław Kaczyński deklaruje, że manifestacja nie przerodzi się w uliczną awanturę, tak jak to się stało 11 listopada.

Na konferencji organizatorów marszu nasz reporter Krzysztof Zasada usłyszał zapewnienia, że manifestacja będzie miała własną straż porządkową. Jarosław Kaczyński dopuszcza jednak myśl, że ktoś będzie chciał zakłócić tę imprezę.

Jeśli ktoś będzie próbował zakłócać, to jestem zupełnie przekonany, że to będą tak na prawdę - niezależnie jaki tam będzie sztandar - zupełnie inne siły niż radykalna prawica - mówił prezes PiS.

Kaczyński nie wyjaśnił jednak, kto wg niego może zakłócać marsz. Wcześniej pojawiały się informacje, że skrajna prawica krytykuje pomysł marszu organizowanego w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

Jak zauważył Kaczyński, to obecny premier najwyraźniej boi się bardzo tej rocznicy, tej sprawy, boi się jakiejkolwiek aktywności społecznej. Dlaczego się boi? Trzeba o to spytać jego.

Prezes PIS przekonywał, wszystko to, co w stanie wojennym uczyniono przeciw Polsce, przeciwko elementarnym interesom naszego narodu, nie zostało po dziś dzień ocenione ani w kategoriach moralnych, ani w kategoriach prawnych.

Na razie nie wiadomo ile osób weźmie udział we wtorkowej manifestacji. Jak mówią organizatorzy, uczestnictwo w niej ma być spontaniczne. Namawiają natomiast do przyjścia wszystkich, którzy nie zgadzają się z polityką obecnego rządu.

Szczególne oburzenie pomysłodawców marszu budzi ostatnie wystąpienie ministra Radosława Sikorskiego w Berlinie. Twierdzą, że prezentowane przez niego poglądy zagrażają suwerenności Polski. Marsz niepodległości i solidarności, w gruncie rzeczy ma więc być marszem sprzeciwu.

"Marsz niepodległości i solidarności" ma wyruszyć 13 grudnia o godz. 18 z Placu Trzech Krzyży i przejść przed pomnik Józefa Piłsudskiego przy Belwederze.