Pułapką dla polskich żołnierzy był główny posterunek policji w al Hilli. Przed posterunkiem lojalnej wobec nowych władz Iraku policji, około 300 osób demonstrowało poparcie dla sadrystów walczących od ponad tygodnia w Nadżafie z Amerykanami.

Protest przekształcił się w agresywną napaść na posterunek. Przejeżdżający akurat polski patrol widząc agresję tłumu, wzmocnił iracką obsadę posterunku.

Długo trwały negocjacje między iracką Gwardią Narodową, a przedstawicielami protestujących. W okolicy krążyły amerykańskie śmigłowce bojowe. I dopiero w nocy udało się ewakuować Polaków.

Wszyscy polscy żołnierze są już w swoich bazach. Są bezpieczni, cali i zdrowi. Zgrupowanie odbyło się bez wymiany ognia i bez żadnych strat. W tej chwili w al Hilla jest spokojnie i policja iracka wraz z miejscową Gwardia Narodową kontrolują sytuację - powiedział radiu RMF rzecznik Wielonarodowej Dywizji Centrum Południe podpułkownik Artur Domański.

Wczoraj głośno było nie tylko w Hilli. Demonstracje zwolenników szyickiego duchownego Muktady al Sadra przeszły ulicami innych irackich miast, m.in. Bagdadu, Kufy i Faludży.

Wczoraj rano Sadr został lekko ranny w pobliżu meczetu Alego w Nadżafie. Jego bojówki od 9 dni walczą tam z Amerykanami. Od 24 godzin w mieście obowiązuje rozejm. Negocjacje trwają. Po południu Amerykanie wycofali wczoraj swoich żołnierzy z centrum Nadżafu, a sadrystom udało się przekonać porywaczy, by uwolnili uprowadzonego z hotelu w Basrze - brytyjskiego reportera gazety "Sunday Telegraph" - Jamesa Brandona.