To bomba-samoróbka wybuchła w poniedziałek w samochodzie w Górce Lubartowskiej na Lubelszczyźnie - ustalili śledczy. W piwnicy mieszkania 28-letniego Mariusza P., który w wyniku wybuchu stracił lewą dłoń i cztery palce prawej dłoni, policjanci znaleźli substancje, które mogły służyć do produkcji ładunków wybuchowych.

Oprócz mężczyzny ranne zostały również dwie jego koleżanki 20- i 22-latka. Prokuratorzy ustalili, że cała trójka w nocy jeździła po okolicy. W pewnym momencie podjechali pod blok Mariusza P. Poszli do piwnicy, a tam mężczyzna skonstruował ładunek - mówi prokurator Beata Syk-Jankowska.

Mężczyzna zmieszał substancje w postaci proszku, a następnie wsypał do pojemnika, okleił go taśmą klejącą I schował do kieszeni. Następnie cała trójka wsiadła do samochodu i pojechała do Górki Lubartowskiej, aby bombę zdetonować.

Prawdopodobnie mężczyzna chciał się popisać przed koleżankami swoimi umiejętnościami pirotechnicznymi. Jednak ładunek wybuchł za wcześnie, zanim zdążyli wysiąść z samochodu. Mężczyzny do tej pory nie udało się przesłuchać, ponieważ wciąż jest nieprzytomny.