Roman Giertych musi przeprosić syna i brata Jacka Kuronia - uznał warszawski sąd. Chodzi o wypowiedź Giertycha, w której sugerował on zdradę przez Kuronia ideałów "Solidarności" i porównywał go do słynnych zdrajców z historii Polski - Janusza Radziwiłła i Szczęsnego Potockiego. Lider LPR zapowiedział apelację i oświadczył, że przepraszać nie zamierza.

W sierpniu 2006 r. media doniosły, iż z akt SB wynika, że w latach 1985-89 Kuroń miał prowadzić z bezpieką rozmowy mające charakter negocjacji politycznych. Miał m.in. w 1988 r. rozmawiać z SB o przygotowaniach do Okrągłego Stołu.

Ja nie twierdzę, że Jacek Kuroń był agentem SB, ja twierdzę coś znacznie gorszego i zawsze tak twierdziłem - że to porozumienie, które zostało zawarte przy Okrągłym Stole m.in. przez niego, było porozumieniem, które szkodziło Polsce i było zdradą ideałów milionów ludzi, którzy należeli do Solidarności - powiedział wtedy Giertych. Pytany, czy należy usunąć Kuronia z podręczników szkolnych, odparł: Nie, tak samo jak Szczęsnego Potockiego czy Janusza Radziwiłła nie należy usuwać z podręczników historii.

Młodszy brat, zmarłego w 2004 r. Kuronia oraz syn pozwali Giertycha, żądając przeprosin w "Gazecie Wyborczej" oraz wpłaty 50 tys. zł zadośćuczynienia na Fundację Gai i Jacka Kuroniów. Pozwany wniósł o oddalenie pozwu, twierdząc, że inkryminowana wypowiedź mieściła się w granicach swobody wypowiedzi, a każdy ma prawo do własnej oceny Okrągłego Stołu.

Sędzia Małgorzata Borkowska uzasadniając wyrok mówiła, że o ile nie można ograniczać debaty publicznej - także o najnowszej historii - do "jedynie słusznej" wersji, to kiedy stawia się tak poważne zarzuty jak udział w zdradzie narodowej, należy je rzetelnie udokumentować w oparciu o fakty - a pozwany Giertych tego nie uczynił.

Obecny w poniedziałek w sądzie Andrzej Kuroń po wyroku powiedział dziennikarzom, że nie zależało mu na tym, by iść z tą sprawą do sądu, bo zanim to uczynił, rodzina Kuroniów wysyłała list do Giertycha z prośbą o przeprosiny, ale nie było na nie odpowiedzi.