Szczyt NATO jest tylko politycznym potwierdzeniem decyzji, opracowanych już przez sztabowców - mówi w rozmowie z Tomaszem Skorym gen. Waldemar Skrzypczak. Były Dowódca Wojsk Lądowych i wiceminister obrony jest zdania, że cztery bataliony żołnierzy NATO w Polsce nie mają istotnego znaczenia militarnego. Co więcej, NATO nie ma dziś zdolności niesienia Polsce skutecznej pomocy w wypadku napaści. „Nie ma tego potencjału od kilku lat i trochę dziwię się, że rządy niektórych państw zachodnich nie widzą potrzeby wzmocnienia swoich sił zbrojnych. Szczyt NATO powinien zobligować naszych sojuszników, szczególnie zachodnich, do tego, żeby byli zdolni swoim potencjałem sił zbrojnych udzielić Polsce wsparcia. Na dzisiaj tych sił nie ma" – powiedział gen. Skrzypczak.

Szczyt NATO jest tylko politycznym potwierdzeniem decyzji, opracowanych już przez sztabowców - mówi w rozmowie z Tomaszem Skorym gen. Waldemar Skrzypczak. Były Dowódca Wojsk Lądowych i wiceminister obrony jest zdania, że cztery bataliony żołnierzy NATO w Polsce nie mają istotnego znaczenia militarnego. Co więcej, NATO nie ma dziś zdolności niesienia Polsce skutecznej pomocy w wypadku napaści. „Nie ma tego potencjału od kilku lat i trochę dziwię się, że rządy niektórych państw zachodnich nie widzą potrzeby wzmocnienia swoich sił zbrojnych. Szczyt NATO powinien zobligować naszych sojuszników, szczególnie zachodnich, do tego, żeby byli zdolni swoim potencjałem sił zbrojnych udzielić Polsce wsparcia. Na dzisiaj tych sił nie ma" – powiedział gen. Skrzypczak.
NATO Global Hawk na Stadionie Narodowym w Warszawie /Rainer Jensen /PAP/EPA

Tomasz Skory, RMF FM: Czego polski generał oczekuje po szczycie NATO?

Gen. Waldemar Skrzypczak, b. Dowódca Sił Lądowych i wiceminister obrony: Przede wszystkim jednoznacznej deklaracji, że NATO jest sojuszem wiarygodnym i szczyt pokaże, że NATO jest zdeterminowane bronić wschodniej flanki sojuszu, w tym Polski, ponieważ nam wsparcie jest potrzebne - sytuacja za wschodnią granicą eskaluje w złym kierunku i ta jakby nowa zimna wojna widać wyraźnie, że Polska może stać się ofiarą tej wojny.

Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony, bo pan mówi, że oczekuje deklaracji od wojskowego, od żołnierza, oczekiwałby wsparcia w postaci sprzętu, wojska?

Deklaracja wiąże się dla mnie z decyzjami, których konsekwencją będą wojska wymieszane na terenie Polski między innymi, ponieważ obecność wojsk uwiarygodni NATO. I NATO na szczycie sformalizuje decyzje w postaci dokumentów, które będą wykonawczymi dla wojskowych, że mają detaszować wojska na teren wschodniej flanki.

Te cztery tysiące żołnierzy plus szpica to jest coś, co satysfakcjonuje?

Jeśli chodzi o prowadzenie operacji obrony to jest za mało, bo to jest potencjał bardzo niewielki, niewiele on znaczy. Jest to wymiar przede wszystkim polityczny, nie wojskowy. Zakładam, że NATO w najbliższym czasie rozważy decyzję co do, nie tyle rozmieszczenia, ale gotowości sił, które mogą w szybkim czasie znaleźć się na tym teatrze działań wojennych, którym jest Polska. Bo Polska jako sama nie obroni się, te cztery bataliony nie stanowią potencjału, który będzie zdolny wzmocnić polskie siły zbrojne, nam są potrzebne takie siły, które mogłyby brać udział w operacjach obronnych wspólnie z polskimi siłami zbrojnymi, a to jest na dzisiaj kilka dywizji ciężkich. Trzy, cztery dywizje, które by po polską wschodnią granicę byłyby tym potencjałem, gotowym wziąć to pierwsze uderzenie przeciwnika. Pierwsze uderzenie, podkreślam.

Czy zdaniem pana jest w tej chwili w NATO taki potencjał, taka wola, intencja, żeby zapewnić nas, że te dywizje ciężkie będą?

Nie ma. Tego potencjału nie ma od kilku lat i trochę dziwię się, że rządy niektórych państw zachodnich nie widzą potrzeby wzmocnienia swoich sił zbrojnych. Jesteśmy jednym z niewielu, który łoży duże środki na modernizację armii w przeciwieństwie do wielu państw zachodnich, które tak na dobrą sprawę nie widzą wcale interesu w tym, żeby Polski bronić, ponieważ mają swoje interesy zupełnie gdzie indziej, w innych obszarach. Wydaje się, że szczyt NATO powinien zobligować naszych sojuszników, szczególnie zachodnich do tego, żeby byli zdolni swoim potencjałem sił zbrojnych, udzielić Polsce wsparcia. Na dzisiaj tych sił nie ma.

Właśnie, na dodatek w NATO niejako wschodnia flanka konkuruje z południem, które też jest angażujące dla sił NATO i też jest dla wielu krajów tamtejszych ważne po prostu. Nie mówiąc o napływie imigrantów, nie mówiąc o cyberprzestrzeni, która też staje się obszarem wojny. To wszystko może odciągnąć siły NATO ewentualne, które były w stanie zająć się Polską.

Pytanie jest takie - na ile nasi sąsiedzi południowi, znad morza śródziemnego, są gotowi wziąć udział w operacji obrony Polski? Nie sądzę, nie widzę takiej możliwości. W mojej ocenie jedynym państwem, które podjęłoby natychmiast decyzję, co do tego, by brać udział w operacji obrony to jest Polska. Bo poza Polską, tak na dobrą sprawę, poza deklaracjami politycznymi, nikt nie dysponuje takimi potencjałem, aby w szybkim czasie nam udzielić takiego wsparcia. Partnerzy południowi skupieni są przede wszystkim na sobie i na nie tyle walce, ale odporze tej fali migracji, która jest z Afryki Północnej i z bliskiego wschodu. Widać wyraźnie, że zarówno te państwa, jak i Unia Europejska, z tym problemem nie radzą. Teraz ten problem przyjmuje na siebie NATO. Czy NATO sobie poradzi? Nie sądzę, ponieważ ta migracja narasta, problem narasta, a NATO zamiast się skupiać na obronie wschodniej flanki będzie rozpraszało swój wysiłek i będzie zajmowało się migracją z południa. To nie jest misja NATO.

Jeszcze na dodatek państwa NATO angażują się w wojnę z państwem islamskim i to już głęboko w innym rejonie. To jest zdaniem pana dobry kierunek działań?

Nie mamy wyjścia, to my w zasadzie, może nie Polska, ale generalnie członkowie NATO te wojny w tym obszarze wywołali. Chociażby Irak 2003, potem Libia, wiele innych punktów zapalnych, które w zasadzie degenerowały cywilizacje zachodnie. Teraz spijamy soki tego, co niektórzy członkowie NATO wygenerowali. Włączamy się w to, Irak, Afganistan.

A powinniśmy? Z punktu widzenia interesów?

W tej chwili, zakładając, że terroryzm zagraża pokojowi światowemu, powinniśmy. I powinniśmy walczyć u źródeł tego, ta decyzja rządu dotycząca ustalenia naszych sił do rejonu operacji w Iraku jest moim zdaniem uzasadnione, bo tak na dobrą sprawę, my nie jesteśmy od teraz na tej wojnie. My jesteśmy na tej wojnie od 2003 roku, kiedy wysłaliśmy nasze wojska do Iraku, potem do Afganistanu, nasze wojska były w Czadzie, cały czas bierzemy udział w walce z terroryzmem. Wydaje się, że trzeba cały czas walczyć, żeby ten terroryzm się nie rozrósł, nie zalał Europy, a grozi nam to.

Czy sądzi pan, że zagrożenia cyberterroryzmem, zagrożenia w świecie elektronicznym, tym niewidzialnym, tym wirtualnym, to są te zagrożenia, którym powinno zajmować się wojsko i pakt?

Oczywiście, że tak. Widać wyraźnie po tym co stało się na Ukrainie, to co się dzieje przy Bałtyku, że cyberbezpieczeństwo staje się kluczowym dla systemów funkcjonowania państwa. Bardzo łatwo może zakłócić funkcjonowanie państwa poprzez destrukcję cybernetyczną w systemach dowodzenia.

To jest tylko wstęp do wojny.

Tak, to jest wstęp do wojny, czyli paraliż. Paraliż państwa, czyli paraliż systemu kierowania państwem, to można wywołać bardzo szybko. A zatem cyberbezpieczeństwo jest sprawą kluczową, aby nie dopuścić do paraliżu państwa, a w konsekwencji później nie stworzyć warunków do tego, żeby ktoś na nas uderzył czołgami.

Jeszcze jedna rzecz - czy prestiż takiego spotkania jak szczyt NATO w Warszawie to jest coś, co ma wartość militarną czy tylko polityczną?

Moim zdaniem tylko polityczną, ponieważ wszystkie kwestie związane z kwestiami militarnymi są już dawno rozstrzygnięte w porcie 1 i 2 i tam zapadły decyzje kluczowe. To był czas, kiedy jeszcze sztabowcy pracowali nad konkretnymi decyzjami i konkretnymi rozwiązaniami, które w zasadzie będą tylko klepnięte, one już są klepnięte. A panowie spotykają się na szczycie NATO, żeby potwierdzić to wszystko i pokazać jedność NATO i jednomyślność w kwestiach związanych z bezpieczeństwem w Europie.