Najpierw wiele lat temu zaatakowano Jarosława Kaczyńskiego, później mnie. W pewnym sensie byłam pionierem, ćwiczono na mnie metody, które potem wykorzystano do "dywanowego nalotu" na prezydenta - mówi w wywiadzie dla "Polski The Times" Anna Fotyga. W tych atakach była pewna logika. Wobec prezydenta stworzono prawdziwy "przemysł nienawiści". Jej zdaniem katastrofa smoleńska mogła być zamachem.

Działanie wewnętrzne ośmielały przeciwników na zewnątrz - podkreśla. Ostentacyjne, publiczne dyskredytowanie prezydenta. Jeżeli zmniejsza się prestiż, to też jest mniejsza ochrona. Wiele razy widziałam, jak zachowuje się ochrona prezydentów USA czy Niemiec. Jeżeli jakiegoś polityka wewnętrzne traktuje jako "gorszy gatunek", to bezpieczeństwo potem tak wygląda. Prezydent wprawdzie jest, ale przecież to nie jest ten sam prezydent, co Kwaśniewski. Była szefowa MSZ nie wyklucza, że katastrofa smoleńska to mógł być zamach.

Nie można tego wykluczyć. W każdym innym kraju to byłby pierwszy wariant, który by rozważano i którego nie odsunęłoby się na bok, póki by się go nie wykluczyło - powiedziała Fotyga.

Nienawiść w Polsce jest rozprowadzana także poprzez działania czysto operacyjne. To nie są tylko osoby z polityki czy z mediów, to są też olbrzymie siły - stwierdza była szefowa MSZ.

Uważa, że za atakami na PiS stoją służby specjalne. Tak wielkiej kampanii nie udałoby się stworzyć inaczej. Oni świadomie współdziałają z tymi, którzy są twarzami tej kampanii, - mówi.

Była minister spraw zagranicznych mówi, że w jej opinii to, co się teraz dzieje w Polsce "jest zagrożeniem demokracji". Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby komuś przyszło do głowy zdelegalizować PiS - podkreśla.

Odnosi się także do obecności Polski w różnych gremiach międzynarodowych. Widzę, że rządzący zaczynają tych spotkań unikać. Są po prostu lekceważeni. Nie są już potrzebni, swoje wykonali. W każdym państwie działają wywiady, ale nie w każdym państwie mają aż tak wiele do powiedzenia - dodaje Anna Fotyga. Rosja zdecydowanie wzmacnia swoją pozycję i wpływy.

Według niej Putin grał z Tuskiem na rzecz wyeliminowania Lecha Kaczyńskiego z polityki. A decydującą rolę odgrywał tam premier Rosji. To - jak podkreśla - stan bliski zdradzie. Na pewno nie działano w zgodzie z konstytucją. Jest w niej napisane, że polskie organy władzy: prezydent, premier, minister spraw zagranicznych w sprawach polityki zagranicznej mają współdziałać wewnętrznie, ustalać wspólne stanowiska, a dopiero potem prowadzić gry na zewnątrz. Donald Tusk to złamał.