Urzędnicy zajmujący się przydzielaniem środków unijnych wykorzystują luki w prawie i po godzinach piszą wnioski o dotacje - twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna". A firmy płacą, bo zwiększa to szanse na wygraną w konkursach.

Przykładowo warmińsko-mazurski urzędnik chwali się potencjalnym klientom, że w zeszłym roku pozyskał prawie 6 mln złotych. Za sprawdzenie i poprawienie wniosku bierze 500 zł, a gdy firma dostanie dofinansowanie - 1000 zł dodatkowo.

Proceder, choć nieetyczny, jest legalny. Wystarczy, że wniosek będą oceniali inni urzędnicy, a nie osoba, która pomagała w jego przygotowaniu. Dlatego też "przedsiębiorczy" urzędnik z warmińsko-mazurskiego pracuje dla firm z innych województw.

Resort rozwoju regionalnego ocenia, że taki urzędnik stawia pod znakiem zapytania swoją rzetelność jako funkcjonariusz publiczny. Ale zgodnie z prawem tylko samorząd, który go zatrudnia może oceniać czy jego działalność jest etyczna i ewentualnie wyciągać konsekwencje. Dziennikowi nie udało się skontaktować w tej sprawie z wicemarszałkiem woj. warmińsko-mazurskiego Urszulą Pasławską.

Jak podkreśla "Dziennik Gazeta Prawna", najwięcej tracą firmy samodzielnie ubiegające się o pieniądze z UE. Bowiem startują ze słabszej pozycji, a ich pomysły mogą być wykorzystane przez urzędników przygotowujących podobne projekty dla innych.