Akcja pod Arsenałem, akcja na 100 milionów, zamach na Franza Kutscherę – to tylko trzy z wielu bohaterskich dokonań Armii Krajowej. Wojciech Königsberg zebrał te najbardziej brawurowe w książkę, by upamiętnić 75. rocznicę powstania formacji. „Warto o tym pamiętać, bo nasza historia jest tak ciekawa, że trzeba ją pokazywać młodemu pokoleniu. Pamięć o bohaterach należy kultywować. Z naszej tożsamości także nasza przyszłość będzie wynikała” – podkreśla w rozmowie z RMF FM.

Monika Kamińska: "AK75. Brawurowe akcje Armii Krajowej". Panie Wojciechu, w jakim znaczeniu pada w tytule pańskiej książki określenie brawurowe? 

Wojciech Königsberg: Słowo brawura ma około 70 synonimów. Dla mnie brawura są to akcje, w których było pokazane męstwo, ale także akcje przemyślane. Każda akcja Armii Krajowej była brawurowa, ale w tym dobrym znaczeniu. W tym znaczeniu, że trzeba było pokazać właśnie męstwo, przygotowanie. Akcje były kilka tygodni opracowywane. Nie miałem na myśli tego negatywnego słowa brawura, która kończy się na przykład wypadkiem, jak brawurowa jazda. Tylko pozytywnie słowo brawura chciałem pokazać.

W książce nie zabrakło takich słynnych akcji jak akcja "Pod Arsenałem" czy zamach na Franza Kutscherę. Ale która z akcji opisanych przez pana, ale mniej znanych, zasługuje na to, żeby ją w jakiś sposób wyróżnić.

Bardzo ciekawą akcją, o której mało kto słyszał, jest akcja zatopienia parowca wiślanego, którym niemiecka grupa wracała z pacyfikacji jednej z wiosek i oddział AK-owski pod dowództwem "Argila" oraz oddział Batalionów Chłopskich zaatakował parowiec i ostrzelał. Jednostka została zatopiona. Też ciekawą akcją jest na przykład akcja rozbicia Baudienstu, czyli obozu prac koło Koluszek, gdzie oddział partyzancki Armii Krajowej uwolnił czterystu junaków, czyli młodych Polaków, którzy byli siłą zmuszani do pracy. O takich akcjach też trzeba pamiętać, bo na przykład po tym obozie nie ma już śladów tylko jedna tablica pamiątkowa o tym mówi albo jakieś grupy historyczne, które to wspominają. I chciałbym, żeby po prostu nie zginęła ta pamięć. Jest promowana w regionie, ale chciałbym, żeby cała Polska się dowiedziała o tych mniej znanych, ale bardzo skutecznych i brawurowych akcjach.

W książęce opisuje też pan akcje bez użycia broni, bez wystrzału... Np. gdy uwolniono więźniów w Lidzie.

Gdy AK robiła akcję uwolnienia więźniów, zawsze zakładano, że nie będzie użyta broń, bo wiadomo garnizony niemieckie, były duże, więc Armia Krajowa nie miała takiej siły, aby zbrojnie rozbić więzienie. Były takie przypadki, ale to rzadko się zdarzało i częściej opierano się na podstępie albo pozyskaniu do współpracy już osoby, która była w więzieniu. Czyli przekupienie strażnika, czasami jakiegoś oficera niemieckiego, a czasami po prostu jakiegoś Polaka, który współpracował. I w Lidzie po prostu bez jednego wystrzału dało się otworzyć więzienie, uwolnić więźniów, nikomu nic się nie stało. I właśnie te akcje, gdzie nie było ofiar po stronie wykonawców, gdzie nie było odwetu ze strony Niemców na ludności cywilnej, były najbardziej udanymi akcjami.

Tym bardziej, że w Lidzie nie wszystko poszło tak jak zaplanowano. A wracając jeszcze do akcji likwidacyjnych. 10% żołnierzy, członków AK to były kobiety. I w pana książce jest też jeden rozdział poświęcony kobietom. Szkoda, że tylko jeden. Gdyby pan mógł opowiedzieć o kobietach w AK i ich udziale w akcjach.

Akcja, o której pani wspominała, była taką dość tragiczną. Miała genezę tragiczną, bo jeden z konfidentów niemieckich wydał żołnierza-kobietę, która była w AK. Została aresztowana wraz z rodziną i została zamordowana przez Gestapo. Natomiast do likwidacji konfidenta zgłosiły się kobiety, jej koleżanki. I to był jedyny przykład, że akcję likwidacyjną zrobił oddział złożony wyłącznie z kobiet.

Jedyny?

Jedyny. Całą grupę i likwidacyjną, i osłonową stanowiły tylko i wyłącznie kobiety i właśnie w Warszawie Mieczysław Darmaszka został zastrzelony przez Irenę Bredel oraz Letę Elżbietę Ostrowską. Trzeba pamiętać te nazwiska, te panie naprawdę wykazały się męstwem. Przeprowadziły akcję. Nie było odwetu niemieckiego. Bardzo ciekawa akcja.

Opisując akcje zawsze wspomina pan, czy nastąpiła po niej akcja odwetowa czy nie? Najbardziej krwawy odwet po akcji AK?

Po zamachu na Franza Kutscherę kilkaset osób zostało zamordowanych, były rozstrzelania w Warszawie. Ale historycy do końca nie wiedzą, czy część tych egzekucji była następstwem likwidacji czy zaplanowanym wcześniej działaniem - likwidacji mieszkańców Warszawy. Niemcy egzekucje przeprowadzali każdego dnia. Część osób, które zostały po likwidacji Kutschery zastrzelone, była w ramach odwetu, a część - w ramach niemieckiej polityki terrorystycznej.

Kilka akcji opisanych w Pana książce znalazło się także w bardzo popularnym serialu "Czas honoru". To między innymi akcja "Góral" i zdobycie 110 mln złotych.

Armia Krajowa borykała się przez całą wojną z problemami finansowymi, brakowało na uzbrojenie, na opłacenie działalności swoich żołnierzy. W komendzie głównej podjęto decyzję, że należy przeprowadzić akcję na Bank Emisyjny, który był pod zarządem niemieckim i sierpniu 1943 roku przeprowadzono akcję, która planowano kilkanaście miesięcy. Po drodze oddział, który miał ją wykonać, został rozbity, dowódca AK - aresztowany, ale ostatecznie udało się przeprowadzić tę akcję. Była to największa akcja zaopatrzeniowa.

Na ulicy w Warszawie grupa żołnierzy uderzyła na konwój niemiecki przewożący pieniądze i zdobywa się - jak się oblicza - 120 mln złotych. Zostało to przekazane do komendy głównej i rozdzielone przez wydział, który się zajmował finansami.

Nie było po tej akcji odwetu.

Niemcy byli przekonani, że była to akt bandycki. W ramach tej akcji śmierć poniosło kilku polskich pracowników banku, którzy byli w tej furgonetce. Plus kilku Niemców którzy ochraniali ten konwój.

Polacy zginęli przez przypadek. Plan zakładał, że ostrzał będzie prowadzony pod innym kątem, ale niestety nie położyli się na ziemię i 4 pracowników banku zginęło. Przez to Niemiec byli przekonani, że to był napad bandycki, a nie działalność polskiego podziemia.

Ciekawą rzecz w Pana książce stanowią "ślady współczesności" dodane na końcu każdego rozdziału. To opis miejsca albo upamiętnienie wydarzenia lub osoby, która brała w tym udział.  Tworzy pan taki swoisty szlak po akcjach AK.

Często przechodzimy obok jakiś pomników w mieście czy na wioskach,  czasami są w lasach jakieś pomniki i nawet nie czytamy, co na nich jest napisane, a czasem przeczytawszy, nie wiemy dokładnie o co chodziło. Bardzo dużo jest tych pomników i to nie są zwykłe bryły wtopione w budynki, to ślady historii. Ślady historii, bohaterstwa, ale często niemieckiego odwetu.

Warto pamiętać, warto postawić symboliczny znicz na grobie oficera. Bo trzeba kultywować tę pamięć. Z naszej tożsamości także nasza przyszłość będzie wynikała.

Chcę upamiętniać tych bohaterskich żołnierzy Armii Krajowej i innych oddziałów, Batalionów Chłopskich. Warto o tym pamiętać, bo nasza historia jest tak ciekawa, że trzeba pokazywać młodemu pokoleniu, bo ja tę książkę kieruję do młodego pokolenia, że kiedyś było gorzej niż jest teraz. I trzeba o tym pamiętać.

Mieliśmy dla Was książki Wojciecha Königsberga „AK75. Brawurowe akcje Armii Krajowej” Aby ja otrzymać, trzeba było wysłać maila na adres fakty@rmf.fm. Nagrodzimy pięć pierwszy osób, które zrobiły to tuż po godz. 17. Ze zwycięzcami skontaktujemy się telefonicznie.