Do końca roku powinna zacząć działać część spalarni osadów przy stołecznej oczyszczalni Czajka - deklaruje prezes warszawskich wodociągów. Spalarnia nie działa od grudnia, a 380 ton osadów dziennie jest wywożonych poza Warszawę.

Pojawiają się zarzuty, że awarię ukrywano. Prezes wodociągów Renata Tomusiak odpowiada, że jest to kłamstwo. Jak mówi, w lutym poinformowano o awarii Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, choć nie ma takiego prawnego obowiązku, bo osad z oczyszczalni nie jest odpadem niebezpiecznym. Na 400 oczyszczalni w kraju, tylko kilkanaście miast ma spalarnię przy oczyszczalni, a więc reszta też wywozi osad - tłumaczy Tomusiak.

Jak mówi, to już trzecia tak poważna awaria spalarni, ale tym razem naprawa ma być kompleksowa i dlatego tak długo trwa.

Już nie naprawiamy w taki sposób odtwórczy. Chcemy tą ekspertyzą dowiedzieć się więcej. Być może zmienić koncepcję, być może zmienić rodzaj materiału, zainstalować w inny sposób ten ciąg technologiczny, żebyśmy nie mieli już więcej takich sytuacji -
mówi Tomusiak.

Prezes przyznała, że z powodu niedziałającej spalarni wodociągi tracą około 800 tys. złotych miesięcznie. Zapewniła, że spółka przedstawi mapę, dokąd trafia osad z Warszawy. 

Przypomnijmy, że do CBA złożono zawiadomienie ws. spalarni osadów, która nie działa od wielu miesięcy. 

MPWiK w Warszawie ma nie tylko awarię rurociągów przesyłowych, ale także awarię spalarni osadów z Oczyszczalni Czajka. Dwie firmy wywożą osady z Warszawy, zrzucając je do wyrobisk po kruszywie - zacytował wpis rzeczniczki Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Agnieszki Borowskiej na Twitterze portal TVP Info.

Sprawę uszkodzenia spalarni osadów podnieśli radni PiS. Radny Filip Frąckowiak skierował w związku z tym do miasta pytania, jaka firma, za jaki koszt i gdzie utylizuje osad.

Jak ustalił portal WP.PL, odpady były wywożone do Zielonek pod Warszawą, do gmin Gnojno i Piekoszów (świętokrzyskie), Jeziora Wielkiego (kujawsko-pomorskie), Mnichowa (lubelskie) i do Pniew w Wielkopolsce.

Opracowanie: