Holenderski statek-klinika aborcyjna "Langenort" wpłynął do portu we Władysławowie bez wymaganego pozwolenia. Stoi w odizolowanym miejscu, gdzie nie są wpuszczane żadne osoby postronne. Przed południem jednostka wypłynęła z Gdyni, gdzie czekała na koniec sztormu.

Gdy statek przed godz. 14 wpływał do portu na nabrzeżu czekało na niego kilkadziesiąt osób – zarówno zwolenników, jak i przeciwników aborcji. Feministki witały statek oklaskami. Przeciwnicy przerywania ciąży skandowali "Mordercy", "Gestapo", rzucali jajami i czerwoną farbą. Bezpieczeństwa w porcie pilnuje wojsko i policja.

Okazało się, że statek wpłynął do portu bez zezwolenia. Kapitan portu Kazimierz Undro powiedział dziennikarzom, że jednostka nie opuści Władysławowa, dopóki nie wyjaśni, dlaczego złamała procedurę wejścia do portu. Czekam na pisemne wyjaśnienie okoliczności tego zajścia do jutra. Po tym podejmę decyzje dotyczące konsekwencji złamania procedury - powiedział.

Kapitanat portu może nałożyć na statek karę: maksymalnie 30-krotność krajowej pensji.

Przed południem jednostka wypłynęła z Gdyni, gdzie czekała na koniec sztormu. W piątek "Langenort" nie dostał zgody na wejście do portu we Władysławowie z powodu złych warunków atmosferycznych, m.in. bardzo silnego wiatru. W tej chwili wiatr jest dużo słabszy i statek mógł być wpuszczony do portu.

Jednostka budzi ogromne emocje. Według kobiet na statku nikt nie będzie dokonywał aborcji, bo jest to niezgodne z polskim prawem. Holenderki twierdzą, że chcą jedynie edukować Polaków. Przeciwnicy aborcji mówili jednak, że nie wpuszczą statku do portu. Chcą, by jednostkę aresztowano. Sprawą zajmuje się policja i prokuratura.

18:5