Po 4 latach wyjaśniona została tajemnica śmierci bydgoskiego szefa PZU. Lubelska prokuratura apelacyjna zajmująca się sprawą ustaliła, że za wszystkim stoi bydgoski biznesmen Tomasz G. To on - zdaniem prowadzących śledztwo - zlecił i zaplanował zabójstwo.

Tomasz G. to jeden z najbardziej znanych bydgoskich biznesmenów, właściciel salonu mercedesa i hotelu w podbydgoskiej Brzozie. Jego majątek szacuje się na kilkadziesiąt milionów złotych.

Śmierć Piotra Karpowicza miała być ostrzeżeniem i próbą zastraszenia przez Tomasza G. innych pracowników bydgoskiego PZU: W związku z podejmowanymi przez tę firmę czynnościami mającymi na celu kwestionowanie zgłaszanych przez niego wniosków o odszkodowania za stłuczki samochodowe i oczywiście w tym kontekście wyłudzenia - tłumaczy prokurator Cezary Maj.

Tomaszowi G. postawiono zarzut podżegania do zabójstwa. Grozi mu nawet dożywocie. Taką samą karę może dostać także wykonawca zlecenia: Osoba znana organom policji i znana w świecie przestępczym - prokurator Maj nie chciał zdradzić, o kogo chodzi.

Nieoficjalnie mówi się o ochroniarzu jednego z bossów bydgoskiego półświatka. Za zlecenia miał wziąć co najmniej 10 tys. złotych. Teraz obaj mężczyźni siedzą w areszcie.

Zlecenie zabójstwa i wyłudzenia to nie jedyne grzechy Tomasza G. W latach 90. był bohaterem jednej z głośniejszych spraw w Bydgoszczy. Biznesmen sprowadził do Polski kilkadziesiąt luksusowych mercedesów dzięki łapówkom i fałszywym dokumentom.

Przekupieni przez niego celnicy odprawiali warte kilkadziesiąt tysięcy marek auta jako samochody uszkodzone lub rozbite, warte co najwyżej kilkanaście tysięcy. Proces w tej sprawie ciągnął się latami. W końcu w marcu tego roku biznesmena skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu.

14:10