Protest przed Białym Domem w dziewiątą rocznicę zamachów z 11 września. Niewielka grupa konserwatywnych chrześcijan podarła część stron z Koranu. Za Oceanem od kilku dni ostrzegano, że może dojść do prób niszczenia świętej księgi Islamu.

Wielu muzułmanów, z którymi korespondent RMF FM rozmawiał jeszcze kiedy spalenie Koranu zapowiadał pastor z Florydy, mówiło, że to szaleniec. I tylko grupy szaleńców czy prowokatorów mogą posunąć się do niszczenie świętej księgi Islamu. Wyraźnie oddzielali naród amerykański od takich ludzi. W rozsądny sposób mówili, że Koran mają w sercu i nawet takie niestosowne zachowanie nie powinno wywoływać gniewu bo tacy ludzie właśnie po to chcą to robić.

Tymczasem przed Białym Domem Randal Terry - jeden z członków tej sześcioosobowej grupy - powiedział, że udawanie, że Islam jest pokojową religią musi się skończyć. Inny z aktywistów odczytał kilka stron z Koranu wzywających do nienawiści wobec chrześcijan i Żydów, po czym je podarł. Potem włożył podarte kartki do plastikowej torby żeby nie śmiecić. Dodał, że jedyny powód dla którego stron Koranu nie spali przed Białym Domem, to fakt, że palenie czegokolwiek na tym terenie jest przestępstwem.

Policja nie interweniowała. Spisano jedynie nazwiska aktywistów.