"Cieszyłbym się, gdyby proces ujawnił wszystkie szczegóły tego morderstwa, a morderca został skazany. Ale nie jestem aniołem zemsty. Minęło już tyle lat" - mówi w rozmowie z RMF FM Janusz Niemiec, syn majora Antoniego Żubryda i jeden z bohaterów książki "Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych". W 51 rocznicę śmierci swoich rodziców dostał on list, w którym ujawnił się ich morderca. Okazało się, że był on agentem UB zakonspirowanym w najbliższym otoczeniu Żubryda.

Maciej Nycz, RMF FM: Pamięta pan swoją pierwszą myśl, pierwsze uczucie towarzyszące sytuacji, gdy przyszedł pan do domu i zobaczył list od zabójcy pana rodziców? Co panu przeszło przez głowę w pierwszej chwili?

Janusz Niemiec, syn majora Antoniego Żubryda: Naturalnie szok. Szczególnie mnie uderzyło to, że można tak śmiało i w sposób tak brutalny przedstawić list synowi osób, które się zamordowało.

A nie miał pan przez moment takiej myśli, że to nie może być prawda, że to musi być człowiek w jakiś sposób niezrównoważony?

Przyjąłem za pewnik, że pisze to właściwy człowiek - morderca, który z pełną premedytacją podchodzi do tej sprawy.

Nie zobaczył pan w tym dokumencie ani odrobiny skruchy? Kogo w ogóle pan zobaczył na pięciu stronach tego listu?

Cynicznego, brutalnego człowieka. Styl jego pisania znamionował inteligencję i wykształcenie. Byłem przygotowany na pewne niespodzianki, ze względu na to, że byłem gościem Głównej Komisji Badania Zbrodni nad Narodem Polskim w Rzeszowie i dowiedziałem się od pani prokurator, że prowadzone jest śledztwo i pętla się zaciska właśnie wokół tego człowieka.

Czyli to nie był szok tylko raczej potwierdzenie czegoś, co już się pojawiało.

Tak. To było potwierdzenie rzeczywistości, prawdy, potwierdzenie wypadków, które nastąpiły ponad pół wieku wcześniej.

Intryguje mnie jedna rzecz: kiedy człowiek przez lata najpierw czeka na cokolwiek, jakąś wiedzę, potem się dowiaduje czegoś takiego... Co trzeba mieć w sobie, żeby jakoś straszliwie nie zgorzknieć, nie zapałać ogromną nienawiścią, poczuciem krzywdy?

Wrócę do pewnego wydarzenia. W Gdańsku mieści się wytwórnia filmów dokumentalnych, która na podstawie tego listu nakręciła film. Zorganizowano premierę prasową. Po niej była konferencja, na której padło pytanie, co czuję do tego zbrodniarza. Ja powiedziałem wprost, że już tyle lat minęło, jestem na tyle dorosły i wykształcony, że nie przyjechałem tu jako anioł zemsty, anioł śmierci. Cieszyłbym się, gdyby proces ujawnił wszystkie szczegóły tego morderstwa, a morderca został skazany.

Ale w tym momencie on skazany nie jest. Cały czas unika odpowiedzialności. Czy będzie pan w jakiś sposób próbował działać, by ta sprawa powróciła na drogę sądową?

My się nie pogodziliśmy z tym wyrokiem. Złożyliśmy apelację. Druga strona też - on uznał, że umorzenie sprawy jest dla niego krzywdzące. Chciał być uniewinniony. Sprawa znalazła się na wokandzie sądu apelacyjnego, który podtrzymał orzeczenie sądu wojewódzkiego. W tej sytuacji jestem bezradny. Zostałaby tylko sprawa w zagranicznych trybunałach, ale odstąpiliśmy od tego.

Na pewno pan się zastanawia, na ile pańscy rodzice byliby zadowoleni z tej Polski, w której dzisiaj żyjemy, z tych realiów. Z takiej Polski, w której coraz częściej mówi się o tym, że jesteśmy zmęczeni historią, mamy codzienne problemy, kwestionuje się zasługi pana ojca i jemu podobnych.

Przy zwłokach mojego ojca znaleziono zapiski osoby, która reprezentowała prawdopodobnie zarząd Narodowych Sił Zbrojnych z Krakowa. Tam były słowa: "Trzymajcie się, trzecia wojna już niedługo". Oni ciągle wierzyli, że walczą o słuszną sprawę, że nastąpi wejście Zachodu i złamanie stalinowskiego systemu... Te nieprzyjemności, które mnie teraz spotykają, różne wypowiedzi, one krzywdzą moich rodziców. Oni byli patriotami. Walczyli o taką Polskę, jaka była przed wojną.

Zastanawiam się, czy nie ma pan pewnego poczucia absurdu związanego z tym, jak historie Żołnierzy Wyklętych funkcjonują dzisiaj. Młodzi ludzie, którzy przychodzą na spotkania z panem najprawdopodobniej wiedzy na ten temat nie wynieśli ze szkoły. To jest wiedza, którą ciągle się albo uzyskuje w opozycji do tego, co podaje skupiająca się na testach i egzaminach szkołach, albo wynosi z domu, z książek. Czy to nie jest pewien absurd? Przecież nic nas nie krępuje i powinniśmy taką wiedzą się szczycić i dzielić.

Niestety, trudno się będzie przebić. Od lat zabiegamy o to, by zwykłą tablicę zamontować w Sanoku, poświęconą pamięci mojego ojca. Niestety, napotykamy na trudności bez przerwy. Po roku 1994, gdy ojciec został zrehabilitowany, a wokół Sanoka wszędzie były głazy poświęcone funkcjonariuszom UB, KB, milicjantom "zamordowanym przez bandę Żubryda". Ja złożyłem protest do władz z prośbą o natychmiastowe usunięcie takich tablic. Kierowałem się orzeczeniem sądu. W końcu je usunięto, ale do dzisiaj jest olbrzymia siła oporu przeciwko miłośnikom historii Żołnierzy Wyklętych. Trudno mi powiedzieć, co będzie dalej. Przykłady świadczą o tym, że nie jest łatwo.

My chyba nie jesteśmy w stanie w pełni docenić ich bohaterstwa, bo ciągle jeszcze nie jesteśmy w stanie nazwać odpowiednio drugiej strony w przestrzeni publicznej. Wszystko jest miękkie, niedookreślone i nie widać tego bohaterstwa. A przecież to byli fantastyczni ludzie, którzy mogliby być inspiracją.

Ma pan rację. Myślę, że przyjdzie czas i będą o nich filmy kręcone, oni będą mieli pomniki. Mam nadzieję, że tak będzie.

Więcej informacji o historii Janusza Niemca i jego ojca znajdziecie w książce "Wilczęta".