Lekarka z Wielkopolski chcąc sprawdzić, czy dziecko jest ubezpieczone, przeczytała na głos dane jego rodziców, zapisane w systemie eWUŚ. W ten sposób niechcący zdradziła, że dziecko zostało adoptowane. O bulwersującej sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".

Po wpisaniu przez lekarza numeru PESEL w system na ekranie wyświetliły się dane rodziców. Tylko że biologicznych, a nie adopcyjnych. A adopcja utrzymywana była w tajemnicy. Także przed dzieckiem. Jak relacjonuje "Gazecie" Bożena Janicka, szefowa Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, która sprawę zna z relacji lekarki, pediatra nie miała świadomości, że dziecko jest adoptowane. Chciała skonfrontować informacje podane przez matkę z tym, co wyświetlił system.

Janicka nie zdradza, gdzie doszło do ujawnienia danych, twierdzi, że nie mamy na to zgody rodziców: - Ci ludzie mieszkają w bardzo małej miejscowości, boją się rozgłosu - tłumaczy.

Jak doszło do pomyłki? Dlaczego dziecko figurowało w systemie pod nazwiskiem biologicznych rodziców? Najwyraźniej zawinił ZUS, który nie wykreślił ich z rejestru. W urzędzie stanu cywilnego, jak przypomina dziennik, rodzice adopcyjni dostają odpis nowego aktu urodzenia z ich nazwiskiem i adnotacją, że to oni są rodzicami. Stary akt zostaje utajniony. Gdy dziecko skończy 18 lat i zechce dowiedzieć się, kim są jego biologiczni rodzice, może wystąpić do USC o odtajnienie danych.

Wojciech Rafał Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych, twierdzi, że doszło do naruszenia dóbr osobistych. Jak jednak zapewnia, to pierwszy tego typu przypadek.

Od 1 stycznia pacjenci przychodzący do placówek ochrony zdrowia nie muszą okazywać dokumentów potwierdzających ubezpieczenie. Pracownicy rejestracji mogą sprawdzać ich uprawnienia online na podstawie numeru PESEL, należy jednak mieć ze sobą dokument tożsamości.