Posłowie pozbawili wczoraj Danutę Hojarską, wiceszefową sejmowej komisji sprawiedliwości zajmowanej dotychczas funkcji. Ona sama takiej konieczności nie dostrzegała. Ciemne chmury nad głową posłanki Samoobrony gromadziły się od ubiegłego tygodnia, kiedy Hojarska nie stawiła się na rozprawę w sądzie.

Posłanka Samoobrony odpowiada przed sądem w Elblągu za fałszowanie przepustek na widzenia w areszcie ze swym synem. W związku z tym, że nie odbierała awizowanych wezwań na rozprawy, sąd zwrócił się do Sejmu o zgodę na jej aresztowanie.

Hojarska jest też oskarżona o wyłudzenie kredytu na maszyny rolnicze. Miała za to trafić do aresztu. Uratował ją wybór na posła.

O losie Hojarskiej przesądziły głosy SLD, PiS-u i PO. Najciekawsza jest jednak postawa Sojuszu. Posłów SLD obowiązywała nawet dyscyplina głosowania. Do tej pory rządząca lewica tolerowała i przymykała oczy na różne wybryki posłów Samoobrony.

W tym przypadku Sojusz także początkowo próbował drogi polubownej. Usiłował perswadować i wywierać delikatną presję. Najpierw marszałek Marek Borowski wzywał Danutę Hojarską, aby zachowała się po męsku i sama zrezygnowała z funkcji wiceszefowej komisji sprawiedliwości. Do tego rozwiązania namawiał ją również szef komisji Grzegorz Kurczuk. Równie bezskutecznie. Hojarska walczyła do samego końca. Pozostawała głucha na argumenty, że mandat poselski podobnie jak szlachectwo zobowiązuje. Po głosowaniu bez cienia skruchy oświadczyła, że jest niewinna.

Okazało się, że po szturmie posłów Samoobrony na Ministerstwo Rolnictwa, Leppera i jego popleczników nie da się ucywilizować a tolerancja Sojuszu trwała za długo – komentuje opozycja. To oznacza także, że SLD traci cichego sojusznika. Wsparcie przydałoby się chociażby podczas głosowania o ostatecznym kształcie wyborów samorządowych.

Foto: www.sejm.gov.pl

07:10